"Nie wiem, kiedy nauczę się grać na trawie" - powiedziała na konferencji prasowej Iga Świątek po odpadnięciu w trzeciej rundzie rozgrywanego na tej nawierzchni wielkoszlemowego Wimbledonu. Liderka światowego rankingu tenisistek przegrała z Francuzką Alize Cornet 4:6, 2:6.
Do Londynu Świątek przyjechała po serii 35 wygranych meczów i sześciu turniejów - w Dausze, Indian Wells, Miami, Stuttgarcie, Rzymie oraz wielkoszlemowego French Open w Paryżu. Podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego wimbledońskich zmagań nie poprzedziła żadną imprezą na kortach trawiastych, a jedynie treningami w Polsce.
Potrzebowałam przerwy, cieszę się, że jestem zdrowa - powiedziała, tłumacząc przyczyny rezygnacji z gry w czerwcowym turnieju w Berlinie.
21-latka od początku londyńskiej imprezy nie imponowała, ale pokonanie pierwszych rywalek - 252. w rankingu Chorwatki Jany Fett oraz 138. Holenderki Lesley Pattinama Kerkhove - nie wymagało wspinania się na wyżyny umiejętności. Na świetnie dysponowaną dziś, 11 lat starszą, Cornet Świątek kompletnie jednak zabrakło argumentów.
Nie czułam się zbyt dobrze, zwłaszcza tenisowo. Ona jako doświadczona zawodniczka to wykorzystała. Na trawie gra mi się gorzej i nie potrafiłam znaleźć nic, co dawałoby efekt. Moja agresywna gra, na której opierałam grę cały sezon, przynosiła negatywne skutki. Robiłam błędy. Nie jestem też tutaj w stanie wykorzystać moich defensywnych zagrań. Czułam, że nie mam narzędzi - przyznała Świątek.
Drugi set zaczął się od prowadzenia Świątek 2:0. Mogło się wydawać, że niepokonana od 16 lutego tenisistka złapała wreszcie właściwy rytm. To jednak był dzień Cornet. Francuzce na korcie wychodziło niemal wszystko. Skutecznie broniła się nawet w bardzo trudnych sytuacjach.
Kiedy odrabiam straty, zwykle wiem dzięki czemu. Tutaj nie miałam pomysłu, nie byłam pewna co robić. Mój top spin nie załatwiał sprawy. Zaczęłam grać w tym sezonie agresywniej, poczułam się w tym komfortowo. W drugim secie to jednak się nie sprawdziło i kiedy próbowałam dokonać zmian, to się trochę pogubiłam. Nie wróciłam do solidnej gry - wyjaśniała przyczyny niepowodzenia.
Cornet popełniła tylko siedem niewymuszonych błędów, a Świątek aż 33. To było pierwsze spotkanie tych tenisistek.
Wiem, kiedy nie jestem w najlepszej formie. Ta porażka jest logiczną konsekwencją. Próbowałam wielu rzeczy, aby lepiej poczuć się na trawie. Jeśli jednak pewne rzeczy nie wychodziły mi na treningach, to nie mogę się dziwić, że nie wyszły też w trakcie meczów - podkreśliła.
Tym samym seria zwycięstw zatrzymała się na 37. Po 1990 roku żadna tenisistka nie miała dłuższej, a również 37 wygranych w 1997 zanotowała Szwajcarka Martina Hingis.
Ta seria przerosła wszelkie moje oczekiwania i nadzieje. Już kilka razy czułam, że koniec jest blisko, więc to pozwalało mi się z tym pogodzić. Może gdybym nie grała teraz na trawie, to seria byłaby dłuższa. Taki jest jednak tenis, że zmieniamy nawierzchnię. Najlepsi potrafią się dostosować, ja jeszcze nie potrafię. Zobaczymy, co będzie w przyszłym roku - powiedziała.
Świątek udział w wielkoszlemowym turnieju przed czwartą rundą zakończyła po raz pierwszy od US Open 2020.
Nie wiem, kiedy nauczę się grać na trawie. Stawiam, że w końcu mi się uda, że z roku na rok będzie łatwiej. Fizycznie już lepiej się czułam, ale tenisowo i taktycznie jeszcze nie - podsumowała.
Porażka Świątek, która przed rokiem odpadła w czwartej rundzie Wimbledonu, oznacza, że w grze pojedynczej nie ma już reprezentanta Polski. Dziś także Magdalena Fręch przegrała z rozstawioną z numerem 16. Rumunką Simoną Halep 4:6, 1:6.