Francuski rząd ustępuje po fali masowych protestów: premier Edouard Philippe ogłosił zawieszenie na sześć miesięcy planowanej od 1 stycznia podwyżki akcyzy na paliwo. Zapewnił również, że zimą nie dojdzie do wzrostu cen gazu ani energii elektrycznej. Jak jednak donosi paryski korespondent RMF FM Marek Gładysz: wszystko wskazuje na to, że ustępstwa rządu nie położą kresu fali protestów. "Nie zadowolimy się okruchami ze stołu" - takie stanowisko prezentuje wielu przedstawicieli ruchu "żółtych kamizelek", który już od ponad dwóch tygodni protestuje przeciwko polityce prezydenta Emmanuela Macrona.
Decyzję o ustępstwach premier Edouard Philippe ogłosił w telewizyjnym przemówieniu.
Wytyczenie kierunku (polityki) i trzymanie się go jest koniecznością w rządzeniu Francją, ale żaden podatek nie zasługuje na to, by narażać jedność narodu - zaznaczył.
Trzeba być głuchym lub ślepym, by nie usłyszeć lub nie zobaczyć gniewu (Francuzów) - przyznał.
Poinformował również, że zapowiadane wcześniej przez Emmanuela Macrona w związku z kryzysem konsultacje terenowe ws. transformacji energetycznej kraju będą trwały od 15 grudnia do 1 marca. Zdaniem premiera, "te decyzje, natychmiastowe, powinny przynieść złagodzenie (sytuacji) i spokój w kraju".
Edouard Philippe dodał, że jest gotowy ulepszyć zaproponowane przez władze środki łagodzące skutki forsowanej przez rząd polityki prośrodowiskowej.
Rząd złożył propozycje. Może są one niewystarczające lub nieadekwatne. Rozwiązania muszą być inne w dużych miastach, a inne na wsiach. Rozmawiajmy o tym, poprawmy je. Uzupełnijmy je. Jestem gotów - zapewniał.
Francuzi, którzy założyli żółte kamizelki, chcą, by podatki były niższe, a z pracy dało się utrzymać. My także tego chcemy. Jeśli nie udało mi się tego wytłumaczyć, jeśli rządząca większość nie zdołała przekonać Francuzów, coś musi się zmienić - przyznał premier.
Sześciomiesięczne moratorium na podwyżkę akcyzy ma służyć wypracowaniu rozwiązań, które pomogłyby biedniejszym w przystosowaniu się do planowanych zmian.
Wcześniej rząd proponował pomoc finansową dla najbiedniejszych kierowców, m.in. poprzez zwiększenie premii przyznawanej kierowcom o niskich dochodach, którzy stare samochody wymienią na nowsze, mniej zanieczyszczające środowisko. Agencja Reutera pisze również, że niektórzy urzędnicy wspominali m.in. o ewentualnej podwyżce płacy minimalnej.
Reuters zauważa także, że najnowsze decyzje są pierwszą w ciągu 18 miesięcy rządów Macrona ewidentną zmianą planów. Ogłaszając je, Philippe ostrzegł jednak równocześnie, że Francuzi nie mogą oczekiwać lepszej jakości usług publicznych i jednocześnie płacenia niższych podatków. Dodał, że na kompromis powinny pójść obie strony.
Już teraz jednak wiele wskazuje na to, że "żółte kamizelki" nie zamierzają iść na kompromisy. Wielu komentatorów zauważa, że tego typu ustępstw ruch domagał się na początku fali protestów - a po ponad dwóch tygodniach demonstracji lista żądań znacznie się wydłużyła: w tej chwili obejmuje również m.in. znaczną podwyżkę zagwarantowanych prawnie minimalnych zarobków i dymisję prezydenta Macrona.
Jak donosi paryski korespondent RMF FM Marek Gładysz, wielu przedstawicieli ruchu nawołuje, by w najbliższą sobotę - zgodnie z planem i po raz kolejny - przyjść na demonstrację na Polach Elizejskich. A według większości obserwatorów demonstracja ta może znowu doprowadzić do zamieszek.
Jesteśmy coraz bardziej zdesperowani i będziemy protestować coraz ostrzej. Propozycje premiera to mydlenie oczu - tłumaczy członek ruchu "żółtych kamizelek".
Fala protestów trwa we Francji od 17 listopada. W całym kraju organizowano blokady dróg i składów paliwa. W poniedziałek, na przykład, na francusko-hiszpańskiej granicy, w okolicy katalońskiej miejscowości La Jonquera, w wyniku blokady dróg utworzył się co najmniej 19-kilometrowy korek, w którym utknęły 3-4 tysiące aut.
W sobotę zaś manifestacje w stolicy Francji przerodziły się w groźne zamieszki, dochodziło do aktów przemocy i wandalizmu. Rany odniosło ponad 100 osób. Mer Paryża Anne Hidalgo podała zaś w telewizji France 3, że szkody spowodowane przez sobotnie rozruchy szacowane są na 3-4 miliony euro.
Ekonomiści ostrzegają z kolei, że protesty "żółtych kamizelek" mogą kosztować francuską gospodarkę nawet miliardy euro.
(m)