Polityka azylowa władz w Paryżu jest dziurawa jak żółty ser, choć wydawane są na nią astronomiczne sumy. To alarmistyczne konkluzje najnowszego raportu Izby Rachunków, która jest francuskim odpowiednikiem Najwyższej Izby Kontroli.
W specjalnym raporcie Izba Rachunków oskarża francuski rząd o to, że w praktyce traktuje on w taki sam sposób uchodźców politycznych i imigrantów przybywających z powodów ekonomicznych. Prawie wszyscy bliskowschodni i afrykańscy imigranci składający wnioski o azyl osiedlają się na stale we Francji, choć aż trzy czwarte tych wniosków jest odrzucanych. Z terytorium kraju wydalanych jest w praktyce tylko ok. 6 procent osób, którym odmówiono statusu uchodźców politycznych.
Do tego Izba Rachunków alarmuje, że w ciągu pięciu ostatnich lat wydatki związane z polityką azylową wzrosły we Francji aż o połowę, choć liczba osób ubiegających się o status uchodźców politycznych zwiększyła się tylko o jedną trzecią. W ubiegłym roku było ich około 70 tysięcy. Według raportu, działania rządu związane z przyjmowaniem tych imigrantów kosztują w sumie francuskich podatników co najmniej miliard euro rocznie. Chodzi głównie o zakwaterowanie i rożnego rodzaju zasiłki, bo Izba Rachunków nie wlicza w to kosztów bezpłatnego leczenia kandydatów do azylu i przyjmowania ich dzieci do szkol publicznych.
Dziennik "Le Figaro" już wcześniej alarmował jednak, że w związku z uzgodnionym na szczeblu unijnym przyjęciem przez Francję dodatkowych kandydatów do azylu, tegoroczne wydatki w tej sferze należy szacować - jeżeli wliczyć w nie wydatki zdrowotno-oświatowe - na ponad 2,5 miliarda euro. Oznacza to, że każdy imigrant ubiegający się o azyl - nawet ten, który w praktyce opuścił swoją ojczyznę z powodów ekonomicznych, a nie politycznych (a takich według Izby Rachunków jest zdecydowana większość) - będzie kosztował w tym roku francuskich podatników ponad 25 tysięcy euro.
(abs)