Etap znakomity! Przyjechałem pierwszy wśród quadów i dziesiąty wśród motocyklistów. To niesamowity wynik i powód do satysfakcji - mówił Rafał Sonik po zakończeniu czwartego etapu Rajdu Tunezji zaliczanego do cyklu FIM Mistrzostw Świata Cross-Country. Rafał Sonik po raz czwarty z rzędu wygrał w swojej klasie quadów.

REKLAMA

Dzisiejszy etap to szutrowe, skaliste, kamieniste, piaszczyste drogi i bezdroża z Nekrif do Ksar. Zawodnicy mieli do pokonania 280 kilometrów. Było kilka przerażających i kilka bardzo fajnych elementów. Prędkości były bardzo duże - nawet 130, 140 kilometrów na godzinę. A to oznacza, że czasu na reakcje było naprawdę niewiele - opowiadał na mecie Rafał Sonik. Przed jednym z rowów zdążyłem tylko quada rzucić bokiem i odprostować, dodając gazu, aby jak najwyżej unieść przednie koła. Potem przez dobrych kilka kilometrów nie mogłem się pozbierać, miałem w oczach bardzo ostrą przewrotkę - tłumaczy.

W drugiej części etapu - jak sam przyznał - kilka razy miał kłopoty z odnalezieniem drogi. W zamian stoczył "kilka fajnych pojedynków motocyklistami". Około 40 kilometrów przed metą Rafał Sonik złapał gumę - tylne, lewe koło. Czułem, że quad się źle prowadzi. Paradoksalnie jednak na kapciu z tyłu trzeba jechać bardzo szybko, wtedy jest dużo lepiej - tłumaczył.

Dobry występ pozostałych Polaków

Dobrze spisał się także pozostali Polacy z Orlen Teamu. Jakub Przygoński zajął drugie miejsce wśród motocyklistów i tym samym utrzymał prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Jacek Czachor był trzeci, a Marek Dąbrowski - czwarty. Drugi z rzędu odcinek wygrał Hiszpan Marc Coma, który wyprzedził Przygońskiego o sześć i pół minuty i w klasyfikacji generalnej zmniejszył stratę do niego do zaledwie 20 sekund.

Pojawiło się wreszcie trochę piasku i wydm. Do tej pory w zasadzie cały czas jechaliśmy po kamieniach i dołach. Wszyscy jesteśmy już tym bardzo zmęczeni, gdyż takie ukształtowanie terenu wymaga zaangażowania bardzo dużej siły. Jutro organizator zapowiada wydmy z czego się cieszę, gdyż bardzo lubię jeździć po piasku. Do piątego etapu startuję za Markiem Comą. Będzie mi trochę łatwiej jechać, gdyż da to możliwość sugerowania się jego śladem i bazowania na nawigacji Hiszpana. To będzie mój sposób, by nie pozwolić mu uciec - powiedział na mecie Przygoński.