Lepiej późno niż wcale, ale jednak dużo za późno. Tak jak w przypadku czołgów, obrony powietrznej, amunicji artyleryjskiej i rakiet manewrujących, tak i przekazanie Ukrainie F-16 zajęło Zachodowi wystarczająco dużo czasu, by Rosjanie mogli zyskać pełną inicjatywę na froncie. Czy nowe samoloty, w takiej liczbie, jaka przyleciała do Kijowa, są w stanie odmienić losy tej wojny? Nie.
Jak zwykle w takich przypadkach po odpowiedź należy udać się do polityków. Wołodymyr Zełenski apelował o myśliwce amerykańskiej konstrukcji od rozpoczęcia wojny w lutym 2022 roku. Pamiętajmy jednak, że przez długi czas w narracji Zachodu na temat przekazywania Ukrainie uzbrojenia, dominowały terminy "broń defensywna" i "broń ofensywna". Pod tym ostatnim pojęciem krył się właściwie każdy rodzaj sprzętu niezbędnego do prowadzenia działań wojennych: artyleria, czołgi, wozy bojowe piechoty, pociski rakietowe i oczywiście, samoloty.
W niedzielę Ukraina miała swój wielki dzień i mogła zaprezentować wreszcie swoje F-16. Jak pisze "The Economist" - w trakcie prezentacji pokazano dwie z dziesięciu maszyn, które zostały przekazane do Kijowa ostatniego dnia lipca. Wcześniej Bloomberg, który jako pierwszy informował o pojawieniu się samolotów na Ukrainie, wskazywał jedynie, że ich "liczba jest niewielka". W mediach pojawiały się także informacje o zaledwie sześciu myśliwcach.
Do końca 2024 roku w Ukrainie powinno stacjonować dwadzieścia takich samolotów wielozadaniowych. Reszta powinna dolecieć na miejsce do końca 2025 roku. Tu również padają różne liczby. Wcześniej mówiło się o 65 maszynach, dziś nawet o 79.
Zełenski twierdził, że czeka na F-16, jak matka na spóźniające się ze szkoły dziecko. Dziś, chociaż skończył się okres wyczekiwania, w Ukrainie ciężko ukryć frustrację długim procesem.
Były dowódca wojsk amerykańskich w Europie, Ben Hodges podkreśla w rozmowie z "The Economist", że opóźnienie wynikało z "żałosnych" braków miejsc szkoleniowych dla ukraińskich pilotów w krajach NATO. A ten brak wynikał przede wszystkim z politycznej indolencji.
Oczywiście, część problemu leży po stronie samych Ukraińców. Piloci z kraju ogarniętego wojną często po prostu nie mówili po angielsku, co utrudniało i spowalniało szkolenie. Ukraina nie posiadała też odpowiedniej infrastruktury dla samolotów natowskich. Jak podkreśla brytyjski tygodnik, inżynierowie lotniczy potrzebują spędzić na treningu tyle samo czasu co piloci. "The Economist" zaznacza, że w Ukrainie prawdopodobnie działają już jednak serwisanci z Zachodu.
W większości analiz podkreśla się głównie psychologiczny wymiar dostarczenia Ukrainie F-16. Douglas Barrie, ekspert ds. sił powietrznych w International Institute for Strategic Studies, twierdzi, że główną wartością dodaną będzie "wzrost morali". Problem polega na tym, że to myślenie z perspektywy zachodniej - nieobarczonej rosyjskimi kulami, rakietami i bombami świszczącymi nad głowami żołnierzy w Donbasie, czy na charkowszczyźnie.
Analitycy i politycy z krajów NATO ogłaszają sukces, zauważając, że przekazanie zachodnich myśliwców Ukrainie jest dużym krokiem naprzód w kontekście przyjęcia Kijowa do struktur Sojuszu. Zapominają niestety, że zanim Ukrainę do NATO będzie można przyjąć, jej siły zbrojne kraju muszą pokonać Rosję. Nie zrobią tego przy zachodniej strategii "kapania" pomocy przez następne lata.
Nieśmiali anonimowi informatorzy "The New York Times" donoszą, że do końca 2024 roku Ukraina będzie w stanie używać w boju jedynie 10 samolotów F-16. Ukraińskich pilotów szkolono zresztą pod kątem prowadzenia "operacji na małą skalę". Eksperci nie mają wątpliwości - przynajmniej na początku, wpływ nowych myśliwców na przebieg wojny będzie nieznaczny.
Europa i USA, zwłaszcza w obliczu wyborów, lubią odwoływać się do symboli. I tym razem "symbolicznie" przekazano Ukrainie 10 F-16, które prawdopodobnie większość wojny spędzą w specjalnie przygotowanych schronach. Rzecz w tym, że programu szkolenia pilotów ukraińskich na dużą skalę - nie ma. "Stany Zjednoczone i NATO powinny ustanowić stały program rotacji szkoleniowej dla ukraińskich załóg samolotów F-16 i pracowników obsługi technicznej" - pisze w swojej analizie amerykański think tank Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS).
Ośrodek ma też inne porady dla NATO i Stanów Zjednoczonych: "zalać" Ukraińców innymi F-16 (wycofywanym ze standardu natowskiego i zastępowanym F-35) i innymi samolotami, które Zachód już skreślił z listy "przydatne". CSIS pisze tak: NATO powinno zobowiązać się do zakupu większej liczby samolotów F-16 w ciągu najbliższych kilku miesięcy, aby zwiększyć całkowite zaangażowanie do co najmniej 90 (maszyn).
Powtórzmy: 90 samolotów F-16. W ciągu "kilku miesięcy".
Amerykański think tank opisuje jednak idealną sytuację, w której Zachód chce, by Ukraina dokonała przełomu na froncie. Nie zaś, w której NATO chce Ukraińców trochę podnieść na duchu.
Czy więc ukraińskie F-16 poza efektownym prezentowaniem się na paradach wojskowych będą zdolne do wykonywania zadań bojowych? Oczywiście.
Serwis Defence24 informuje, że dzięki nowym maszynom, Ukraińcy będą mogli spróbować nadwyrężyć obronę powietrzną Rosjan. Chodzi tu głównie o niszczenie radarów i uderzenia na rosyjskie statki powietrzne. To oznacza, że najeźdźcy będą musieli mieć świadomość, że nie są już w powietrzu bezkarni. Na razie pełne panowanie w powietrzu, umożliwia Rosjanom przeloty bombowcami zrzucające śmiercionośne pociski kierowane na miasta i pozycje wojska ukraińskiego. F-16 wyposażone są w systemy, które pozwalają na atakowanie celów powietrznych z odległości 70 km. To pozwoli ukraińskim pilotom niszczyć bombowce Rosjan bez konieczności przelatywania wzdłuż linii frontu. A przynajmniej stworzyć groźbę zniszczenia.
Defence24 zaznacza jednak, że jednym z najbardziej spektakularnych wysiłków, jakie mogą umożliwić F-16, byłoby zniszczenie Mostu Kerczeńskiego łączącego Krym z resztą kraju. Amerykańskie myśliwce mogą lecieć bowiem tak nisko, że rosyjskie radary nie wykryją ich aż zbliżą się na 50 km. Wówczas będą jednak mieć już uzbrojone pociski.
Krym i Morze Czarne to zresztą rejony, gdzie nowe ukraińskie maszyny mogą błyszczeć najmocniej. Ekspert z polskiego serwisu zajmującego się sferą obronności, utrzymuje, że na wybrzeżu morskim, rosyjska obrona powietrzna została mocno nadwyrężona, a lot na niskim pułapie spowoduje, że F-16 powinny móc dolecieć na miejsce i zaatakować, zanim Rosjanie będą w stanie się zorientować.
Od ponad 100 lat wiadomo, że uzyskanie przewagi powietrznej prowadzi do sukcesu kampanii wojennej. Doktryna NATO jest zbliżona do doktryny lotnictwa USA i mówi o kontroli, przewadze i supremacji w powietrzu. F-16 wywołują w Rosji strach, bo są częścią systemu, którego Moskwa boi się od zarania.
Do osiągnięcia powietrznej równowagi i odciążenia wojsk lądowych, a w konsekwencji ustabilizowania pękającego frontu, Ukraina potrzebuje F-16. Wielu F-16.