Grupa cywilów ewakuowanych z zakładów Azowstal w Mariupolu dotarła do Zaporoża. W podziemiach ostatniego przyczółku obrońców Mariupola spędzili 2 miesiące, w tym czasie stracili nadzieję, że jeszcze uda im się wydostać z okupowanego przez Rosjan miasta.
W ostatnich dniach po raz pierwszy od 24 lutego, kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, udało się uzgodnić korytarz humanitarny do ewakuacji cywilów z Mariupola. Wśród nich znalazła się grupa osób od miesięcy ukrywających się w podziemiach nieustannie ostrzeliwanych zakładów Azowstal.
Straciliśmy nadzieję, że kiedykolwiek wyjdziemy - powiedziała Kataryna w rozmowie z BBC.
Przedtem wszystkie podejmowane próby ewakuacji ludności cywilnej były uniemożliwiane przez rosyjskich okupantów. Blokowali transporty humanitarne, atakowali autokary ewakuujące mieszkańców miasta. W Mariupolu ludzie tygodniami walczyli o przetrwanie bez dostępu do wody, jedzenia i leków.
Według Ukraińców, w Azowstalu nadal uwięzione są setki osób. Nie wiadomo, kiedy zostaną podjęte kolejne próby ich ewakuacji. Ustalone dla zaplanowanej na dzisiaj ewakuacji miejsce zbiórki, znajduje się wiele kilometrów od zakładów.
Rosjanie wznowili ostrzał Azowstalu w niedzielę tuż po tym, jak jego teren opuściła grupa cywilów.
Po dotarciu do Zaporoża ewakuowani płakali z ulgi i wyczerpania. Kataryna przyjechała z dwójką swoich dzieci, ich cały dobytek zmieścił się w jednym plecaku. Jej dzieci przecierały oczy, przez 2 miesiące nie widziały słońca.
Byliśmy bombardowani dniami i nocami. Artyleria, naloty, rakiety - mówi ocalona.
Dzieci nie mogły spać, płakały, bały się. Tak samo jak my. Straciliśmy nadzieję, że wyjdziemy - dodaje Kataryna.
W czasie ewakuacji po raz pierwszy widzieli zniszczenia Mariupola. To, co widzieliśmy, to tylko pudła z czarnymi dziurami. Osiedla zniknęły, zostały ich szczątki - opowiada kobieta.
Inna z ewakuowanych kobiet przyznaje, że jedyne pocieszenie znajdowała dzięki obecności swojej 17-letniej córki.
Każdego dnia żyliśmy nadzieją, że to ostatnie chwile w tym piekle, że wrócimy do domu, do spokojnego Mariupola, ale on już nie istnieje - mówi kobieta.
Prowadzące operację ONZ i Czerwony Krzyż przyznają, że ewakuacja była skomplikowana i niebezpieczna. Teren wokół Azowstalu pozostaje zaminowany. Personel musiał się wycofać po uderzeniu rosyjskiej artylerii.