Spór wokół miejsc na listach wyborczych trwa w najlepsze, a jego temperatura cały czas rośnie. Opozycja uczyniła z niego dowód na słabość premier Ewy Kopacz, a politycy z obozu władzy zaklinają rzeczywistość i pokazują dobrą minę do złej gry, przekonując, że cała dyskusja jest pozbawiona sensu, a co gorsze destrukcyjna. "Ewa Kopacz może albo wszystko wygrać i zostać prawdziwą, niekwestionowaną liderką, albo wszystko przegrać i jej przewodniczenie okaże się tylko jedenastomiesięcznym epizodem w dziejach Platformy" - zauważa w rozmowie z Interią politolog Rafał Chwedoruk.
W ocenie doktora Rafała Chwedoruka, spektakularny charakter trwającej wewnątrz Platformy walki ma związek z personalizacją wyborów. W wielu krajach jest tak, że wyborca wie, jaka jest kolejność na liście, natomiast nie ma realnego wpływu poprzez głosowanie na wybór konkretnej osoby. Po prostu głosuje na całą listę. U nas powoduje to, że nawet niższe miejsca mogą mieć pewne znaczenie i dlatego dochodzi do naturalnej walki pomiędzy politykami i frakcjami ich popierającymi - wyjaśnia.
Spór ma jednak swoje cechy szczególne, które sprawiają, że cały czas nabiera rumieńców. Zamieszanie wokół list nałożyło się na odwieczny, trwający już kilka lat, konflikt wewnętrzny w Platformie Obywatelskiej, symbolizowany niegdyś postaciami Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny, a dziś w większym stopniu Ewy Kopacz i Grzegorza Schetyny. Stąd ta olbrzymia temperatura - tłumaczy.
Smaczku całej sytuacji dodaje widmo wyborczej porażki. Po raz pierwszy od dawien dawna Platforma może przegrać wybory parlamentarne i po prostu posłów będzie mniej. A problem krótkiej kołdry zawsze wywołuje w polityce szczególne emocje - podkreśla ekspert i wskazuje na fundamentalne zarzewie problemu. Spośród tych wszystkich licznych konfliktów, które w Platformie mają miejsce, najważniejszą jest jednak oś sporu pomiędzy frakcją duetu Kopacz-Tusk oraz frakcją Grzegorza Schetyny i odchodzącego już ośrodka prezydenckiego. To, jak będzie wyglądał nowy klub parlamentarny, będzie miało fundamentalne znaczenie dla całej partii, w tym także dla poszczególnych regionów i per saldo dla sprawy lidera partii - wyjaśnia.
Przed premier Ewą Kopacz nie lada trudne zadanie. Jeśli nie zdoła skonstruować list wyborczych w ten sposób, że potencjalni stronnicy opozycyjnych frakcji znajdą się w strukturalnej mniejszości, to nawet w przypadku niezłego wyniku wyborczego, może mieć problem z utrzymaniem przywództwa - argumentuje ekspert.
Atmosfera napięcia w Platformie rośnie, a o czającej się na horyzoncie przegranej zaczynają głośno mówić nawet członkowie partii. Mocnym echem odbiła się zwłaszcza wypowiedź posłanki Bożenny Bukiewicz, która miała powiedzieć na regionalnym zjeździe partii, że "eksperci są niepotrzebni, skoro PO i tak przegra wybory".
Doktor Chwedoruk przekonuje, że w przypadku ewentualnej porażki wyborczej w ustabilizowanym systemie partyjnym Platforma i tak pozostanie numerem dwa, ale jednocześnie bardzo dużo straci. Większy niepokój budzi jednak co innego. Jeśli coś świadczyłoby rzeczywiście o problemach wewnętrznych Platformy, to fakt, że te wszystkie spory rozgrywane są niemal w ostatniej chwili. Wydawało się, że partia z tak dużym doświadczeniem, która sprawuje władzę nie tylko na szczeblu państwowym, ale i samorządowym, która przechodziła wiele różnych doświadczeń z konstruowaniem list, ba nawet z tworzeniem swojej struktury organizacyjnej - niegdyś to słynne zwożenie autokarami działaczy na otwarte wybory - powinna się czegoś nauczyć - zaznacza.
Zdumiewa, że taka partia nie jest zdolna do wypracowania przed wyborami jakiegoś konsensusu, który pozwoliłby uniknąć sytuacji, w której jej członkowie działaliby przeciwko ugrupowaniu, będąc sfrustrowanymi tym, co się dzieje. To nie jest tak, że na przykład w Prawie i Sprawiedliwości nie ma tego typu problemów i sporów. Tyle tylko, że tam jest wyraźnie wskazany ośrodek przywódczy, którego autorytetu wewnątrz partii nikt nie kwestionuje i wszystko jest pozycjonowane pod kątem maksymalizacji wyniku wyborczego. Tymczasem można odnieść wrażenie, że w Platformie ośrodek przywódczy nie ma tak silnego mandatu, a Ewa Kopacz wciąż jest jak Janusz Piechociński. Dla części partii jest liderem, a dla pozostałych - szefem tymczasowym, który ewentualnie musiałby to przywództwo wywalczyć - dodaje ekspert.
Źródeł konfliktu można dopatrywać się także w sukcesie samorządowym Platformy. Nie tylko w tych wyborach, bo już 2010 rok przyniósł jej istotne zwycięstwa na tym polu i to siłą rzeczy wzmocniło pozycję lokalnych polityków. A czasami bycie takim faktycznym lokalnym liderem daje dużo więcej, niż bycie ministrem. Stąd pewnie bierze się to, że Ci, którzy są po stronie Ewy Kopacz w sporach wewnętrznych z lokalnymi przywódcami, nie zawsze z entuzjazmem patrzą na działania centrali - tłumaczy ekspert.
Doktor Chwedoruk zwraca też uwagę na wątek fachowców. Przy tej okazji warto byłoby się zastanowić, czy w istocie w Sejmie nie przydaliby się politycy o bardziej technokratycznym, eksperckim zacięciu, którzy byliby kimś więcej niż urzędnikami Sejmu zatrudnianymi z terenów, tylko też wpływającymi na jakość prac ustawodawczych poszczególnych klubów. Tyle tylko, że od tego typu ekspertów nie są listy lokalne, bo to przeczyłoby ich istocie, gdyż musieliby się wdać na normalnych zasadach w walkę wewnątrz partii - wskazuje. Niegdyś istniała tak zwana lista krajowa, gdzie w wielu wypadkach rzeczywiście pojawiali się politycy, którzy pewnie nigdy nie mieliby ani szans, ani determinacji, żeby walczyć wewnątrz partii, ale rzeczywiście byli fachowcami - dodaje.
Cały wywiad przeczytasz na stronie interia.pl
Dominika Głowacka, interia.pl