Skandynawskie media zwycięstwo piłkarzy Islandii z Anglią w 1/8 finału Euro nazywają "największą sensacją w historii mistrzostw Europy". Podkreślają, że ten "wybuch wulkanu" może zagrozić w ćwierćfinale także gospodarzom turnieju - Francuzom.
"Roy Hodgson wysłał aż pięciu swoich analityków na nasz mecz z Austrią, lecz chyba niezbyt się postarali, ponieważ strakarnir okkar (nasi chłopcy - red.) wykończyli ich bez litości. Nie posiadamy własnej armii, lecz naszymi żołnierzami są piłkarze, którzy pokazali, jak można walczyć z o wiele silniejszym wrogiem. Skutecznie wykorzystali dostępną amunicję, wysyłając angielskiego giganta do domu" - napisał islandzki dziennik "Visir".
Zdaniem innej gazety "Morgunbladit", "świat tak się zainteresował małą wulkaniczną wyspa gdzieś na Atlantyku, że w wyszukiwarkach internetowych słowo Islandia pojawiało się po meczu kilkaset razy częściej niż zwykle".
"Podobna historia przydarzyła się tylko raz, w roku 2010, kiedy erupcja naszego wulkanu Eyjafjallajoekull wstrzymała ruch lotniczy w Europie. Teraz sparaliżowaliśmy futbol na tym kontynencie" - napisał "Morgunbladit".
Inne media podkreślają, że Islandia wygrała z Anglią czwartą "wojnę dorszową", nawiązując do konfliktu z Wielką Brytanią dotyczącego stref połowów w latach 1958-76. Odbyły się trzy wojny dorszowe i dopiero w 1973 roku, po kilku incydentach na morzu z udziałem okrętów straży przybrzeżnej obu krajów, po zagrożeniu zamknięciem bazy NATO w Keflavik, strony doszły do porozumienia.
(j.)