Wołodymyr Zełenski określa sytuację wokół Pokrowska jako "ekstremalnie trudną". Donbas stał się głównym celem rosyjskiej ofensywy, a Moskwa nie zrezygnuje ze swoich wysiłków w tym rejonie nawet za cenę utraty części obwodu kurskiego. Według niezależnych obserwatorów siły rosyjskie poczyniły znaczne postępy pod Pokrowskiem. Kreml natomiast robi wszystko, by odwrócić uwagę od wydarzeń wewnątrz kraju.
Dane geolokalizacyjne potwierdzają, że w ciągu ostatnich kilku dni Rosjanie posunęli się przynajmniej o dwa kilometry w rejonie Pokrowska, spychając ukraińskie siły zbrojne na południowy-wschód od miasta.
O ile jednak wokół Pokrowska padają kolejne mniejsze miejscowości, to zdobycie samego miasta będzie trudne - ocenia Instytut Badań nad Wojną. "Mało prawdopodobne jest, aby postępujące siły rosyjskie były w stanie utrzymać obecne tempo zysków w nieskończoność, zwłaszcza jeśli rozpoczną ataki na sam Pokrowsk" - piszą analitycy z ISW.
Wojska rosyjskie są obecnie około 12 km od Pokrowska, ważnego węzła komunikacyjnego w obwodzie donieckim na wschodzie Ukrainy. Sytuacja w tym rejonie walk jest dla strony ukraińskiej szczególnie trudna i nie ukrywa tego nawet Wołodymyr Zełenski.
Odebrałem raport dowódcy: pokrowski i inne kierunki w obwodzie donieckim. Tam jest ekstremalnie trudno, tam koncentrują się kluczowe rosyjskie wysiłki i największe siły. Bardzo ważna jest teraz niezłomność każdej z naszych jednostek, nasza zdolność do niszczenia okupanta - powiedział prezydent Ukrainy po rozmowie z naczelnym dowódcą Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Ołeksandrem Syrskim.
Trudno powiedzieć, czy utrata części Donbasu jest wkalkulowana w ukraińską strategię. ISW ocenia jednak, że "priorytetyzowanie przez Rosję kierunku Pokrowska prawdopodobnie wpłynie na ogólne zdolności bojowe Rosji na Ukrainie (...), zwłaszcza gdy Kreml próbuje zrównoważyć zyski w rejonie Pokrowska z obroną przed ukraińską inwazją na obwód kurski".
Problem w tym, że władze Rosji nie przejmują się ukraińską inwazją w rejonie Kurska. A przynajmniej robią wszystko, by przekonać o tym obserwatorów - głównie w kraju. Od rozpoczęcia ofensywy 6 sierpnia, w ciągu dwóch tygodni Ukraina przejęła więcej rosyjskich ziem, niż armia Putina zdołała przejąć na Ukrainie od początku 2024 roku. Think tank Atlantic Council ocenia, że tak oszałamiające sukcesy w historii współczesnych działań wojennych dokonują się wyjątkowo rzadko.
Choć jednak inwazja Ukrainy na Rosję zdominowała nagłówki w mediach ze świata, w samej Rosji - informowała niezależna Meduza - serwisy medialne otrzymały polecenie, by "nie eskalować sytuacji" i unikać dyskusji na temat "otwarcia nowego frontu". Ponadto dziennikarzom nie wolno informować o zbliżaniu się wojsk ukraińskich w stronę miasta Kurczatow, gdzie znajduje się elektrownia jądrowa.
Generalny przekaz płynący z rosyjskich serwisów brzmi: obecność ukraińskiej armii w Rosji jest nową normą. Apogeum takiego podejścia propagandy rosyjskiej można było zaobserwować w programie telewizyjnym Władimira Sołowiowa, w którym gość prowadzącego, rosyjski poseł Andrij Gurulow oświadczył, że w sprawie wydarzeń w obwodzie kurskim "najważniejsze jest, by wszyscy się zamknęli".
O ile zachowanie rosyjskich propagandystów może być zrozumiałe, o tyle zachowanie ich prezydenta już niekoniecznie.
Moskwa nie podjęła żadnego ogólnonarodowego zrywu przeciwko najeźdźcy. Jest zupełnie odwrotnie: sam Władimir Putin nazwał początkowo inwazję "prowokacją na dużą skalę", by później określić ukraińskie wojska jako "terrorystów". Później natomiast rosyjski prezydent odbył dwie pozbawione większego znaczenia, pokazowe podróże - do Azerbejdżanu i Czeczenii. "Żadna z podróży nie była pilna ani w żaden sposób związana z trwającą ofensywą Ukrainy" - podkreśla analityk z Atlantic Council, sugerując, że decyzja o wyjazdach mogła zostać podjęta właśnie jako próba odwrócenia uwagi od głównego nurtu wydarzeń.
Choć taka ignorancja ze strony Putina może być uzasadniana jako próba zbagatelizowania ukraińskiej ofensywy w obliczu przyszłych ewentualnych zysków w Donbasie, eksperci podkreślają, że rosyjski przywódca dość często reaguje wycofaniem na trudną dla siebie sytuację.
Atlantic Council zwraca uwagę na okazywaną przez Putina "wyraźną pogardę, gdy słuchał (w ostatnich tygodniach) rosyjskich dowódców wojskowych donoszących o fałszywych zwycięstwach na polu bitwy". Faktycznie prezydent zdenerwował się nie na żarty, gdy na początku inwazji gubernator obwodu kurskiego odważył się publicznie ujawnić skalę ukraińskich zdobyczy terytorialnych. "Słuchajcie, takimi rzeczami zajmie się wojsko, wy mówcie, czy radzicie sobie z pomocą humanitarną" - parsknął wówczas w odpowiedzi Władimir Putin.
Putin od dawna jest znany z tego, że znika w czasach kryzysu narodowego i do tej niechcianej reputacji przyczyniły się liczne zniknięcia podczas inwazji na Ukrainę - pisze Atlantic Council i ocenia, że "w obecnych okolicznościach rosyjski władca może uważać, że najlepszym rozwiązaniem jest obniżenie rangi inwazji Ukrainy do poziomu potyczki granicznej i udawanie, że nie ma się czym martwić".
Dopiero w ostatnich dniach Putin zaczął nieco modyfikować swoje podejście, informując, że "Ukraina otrzyma godną odpowiedź" za swój atak. Niedługo później Rosja dokonała prawdopodobnie największego uderzenia na infrastrukturę energetyczną Ukrainy w czasie wojny.
Niektórzy obserwatorzy twierdzą, że taktyka Kremla z bagatelizowaniem ukraińskiej operacji niesie ze sobą ryzyko wybuchu niepokojów społecznych w Rosji i utraty zaufania do władzy w Moskwie. Jak jednak pokazały ostatnie lata, Rosjan łatwo jest przekonać, by nie wyciągali zbyt daleko idących wniosków.