"Każda hipoteza jest dobra - dekompresja w kabinie, próba uprowadzenia samolotu, rozszerzone samobójstwo. To wszystko będzie brane pod uwagę przez śledczych, natomiast dobrą informacją jest to, że w końcu po 17 dniach udało się mniej więcej zlokalizować obszar, w którym można prowadzić poszukiwania. Już za 13 dni czarne skrzynki przestaną emitować swój sygnał. Później ich poszukiwanie byłoby bardzo trudne, podobnie jak w przypadku samolotu Air France, gdzie poszukiwanie trwało aż dwa lata" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Zasadą ekspert od spraw lotnictwa Krzysztof Moczulski. Premier Malezji potwierdził wcześniej, że poszukiwany od 8 marca Boeing 777 spadł do Oceanu Indyjskiego.
Krzysztof Zasada: Na jakiej podstawie premier Malezji przekazał te informacje?
Krzysztof Moczulski, ekspert od spraw lotnictwa: Te informacje, które dzisiaj usłyszeliśmy na konferencji prasowej, zostały przekazane Malezyjczykom przez brytyjską AAIB - to jest agencja bezpieczeństwa lotniczego oraz firmę Inmarsat, która zajmuje się technologiami satelitarnymi. Na podstawie ich informacji ponad wszelką wątpliwość stwierdzono, że samolot leciał tzw. korytarzem południowym i że rozbił się w południowej części Oceanu Indyjskiego, czyli mniej więcej w tej okolicy, gdzie od kilku dni prowadzona jest akcja poszukiwawcza.
W jaki sposób te informacje udało się potwierdzić? Jakie systemy wykorzystywano?
Myślę, że musimy poczekać do jutra na ujawnienie szczegółów. W każdym razie premier Malezji powiedział, że zostały wykorzystane techniki, które dotychczas nie były używane, nie były stosowane. Myślę, że była to próba skorelowania tych sygnałów, tzw. pingów tego samolotu z możliwą trasą przelotu.
To jest wykorzystanie technik ustalania trasy na podstawie sygnału satelitarnego?
Dokładnie tak. Ten samolot co jakiś czas się identyfikował. Wiemy, że ta ostatnia próba nawiązania kontaktu z satelitą nastąpiła o godzinie 8 czasu malezyjskiego, czyli 7 godzin po starcie z Kuala Lumpur i na podstawie serii tych prób kontaktu, które występowały co godzinę, można stwierdzić z pewną dozą prawdopodobieństwa w którym mniej więcej miejscu może znajdować się samolot.
Czy ma pan jakąś hipotezę - co mogło się wydarzyć?
Kluczowe będzie odczytanie czarnych skrzynek, chociaż one i tak nie powiedzą nam, co działo się w kokpicie w momencie, kiedy samolot zawracał z ustalonego kursu. Rejestratory głosu w kokpicie rejestrują jedynie ostatnią godzinę lotu. Przypuszczalnie zapis urwie się w momencie uderzenia samolotu o ziemię, natomiast kluczowe będzie to, dlaczego samolot zawrócił z obranego kursu, dlaczego zostały wyłączone oba transpondery, system raportowania ACARS, i dlaczego ktoś podjął decyzję - de facto samobójczą - lotu w taką część oceanu, gdzie nie można już bezpiecznie wylądować.
Czyli czekamy na to, co jest w rejestratorach. Pan nie ma hipotezy, co mogło się stać?
Myślę, że każda hipoteza jest dobra - dekompresja w kabinie, próba uprowadzenia samolotu, rozszerzone samobójstwo. Myślę, że to wszystko będzie brane pod uwagę przez śledczych, natomiast dobrą informacją jest to, że w końcu po 17 dniach udało się mniej więcej zlokalizować obszar, w którym można prowadzić poszukiwania, ponieważ już za 13 dni czarne skrzynki przestaną emitować swój sygnał. Później ich poszukiwanie byłoby bardzo trudne, podobnie jak w przypadku samolotu Air France, gdzie poszukiwanie trwało aż dwa lata.
(MRod, bs)