Dziesiątki osób spośród 3 tys. protestujących zostało rannych w Kairze w starciach z egipskich siłami bezpieczeństwa. Ich zdaniem rządząca obecnie Najwyższa Rada Wojskowa zwleka z rozliczeniem funkcjonariuszy dawnego aparatu bezpieczeństwa za ich zbrodnie.

REKLAMA

Gwałtowne protesty rozpoczęły się pod siedzibą resortu spraw wewnętrznych. Około 3 tysięcy protestujących obrzucało kamieniami budynek, krzycząc: "Precz z juntą wojskowych". Siły bezpieczeństwa odpowiedziały gazem łzawiącym oraz zablokowaniem ulic wokół ministerstwa.

Następnie tłum przemieścił się na plac Tahrir w centrum Kairu. Rannych odwożono z placu na motocyklach. To właśnie na tym placu w lutym zbierały się demonstracje, które doprowadziły do ustąpienia prezydenta Hosniego Mubaraka. Zginęło wtedy ponad 850 osób.

Zdaniem rodzin zabitych, rządząca obecnie Egiptem Najwyższa Rada Wojskowa zwleka z rozliczeniem członków dawnego aparatu bezpieczeństwa odpowiedzialnych za śmierć demonstrantów.

Wtorkowe starcia - najgwałtowniejsze od czasu, gdy 11 lutego Mubarak został zmuszony do ustąpienia ze stanowiska prezydenta - świadczą o burzliwości okresu przejściowego w historii Egiptu, który stara się odejść od autorytarnych rządów do demokracji - podkreśla AP.