Zgodnie z planem dziś rozpoczną się sekcje zwłok ofiar zderzenia busa z pociągiem, do którego doszło wczoraj rano na przejeździe kolejowym w Bratoszewicach w Łódzkiem. Wśród osób, które zginęły byli Ukraińcy zatrudnieni w jednej z firm przetwarzających owoce i warzywa. Pasażerowie forda transita byli w drodze do pracy - ich bus wjechał wprost pod nadjeżdżający pociąg relacji Łowicz Główny - Łódź Kaliska.
W Zakładzie Medycyny Sądowej w Łodzi dokonano już identyfikacji wszystkich dziewięciu ofiar wypadku na przejeździe kolejowym w Bratoszewicach w Łódzkiem.
Potwierdziły się informacje, że wśród osób, które zginęły było sześć kobiet i trzech mężczyzn. W większości byli to ludzie w wieku 21-30 lat. Najstarszą ofiarą była 44-letnia kobieta.
Identyfikacja była możliwa dzięki dokumentom z Urzędu Wojewódzkiego zabezpieczonym w miejscu pobytu i zakładzie pracy Ukraińców. Niezwykle pomocny okazał się także znajomy ofiar, który jeszcze wczoraj rozpoznał osoby, z którymi mieszkał w Polsce.
Przypomnijmy, że osiem osób jadących busem zginęło na miejscu. Zderzenie przeżyły dwie pasażerki - jedną strażakom udało się wydobyć ze sterty blachy, druga była uwięziona wewnątrz busa. Obie w bardzo ciężkim stanie trafiły do szpitali w Łodzi i Zgierzu. Niestety, jedna z nich kilka godzin później zmarła. Wśród zabitych była kobieta w ciąży.
Dziś zostanie przeprowadzona sekcja zwłok ofiar tragicznego wypadku. Jeżeli tylko będzie to możliwe, do Polski przyjadą rodziny zmarłych osób. Jednak jeszcze nie wiadomo, ilu krewnych ofiar przyjedzie z Ukrainy. Służby wojewody łódzkiego są w kontakcie z konsulatem i ustalają m.in., czy przedstawiciele rodzin mają paszporty. Żeby wjechać do naszego kraju, muszą też mieć wizy, a to łączy się z kosztami - podobnie jak podróż. Krewni ofiar nie są zamożnymi ludźmi, więc może się okazać, że nie będą mogli odebrać ciał w Polsce. Wtedy transport zmarłych na Ukrainę zorganizują służby konsularne. Urząd wojewódzki może pomóc rodzinom ofiar tylko na miejscu - np. w organizacji pobytu lub załatwieniu formalności związanych z przekazaniem ciał bliskich.
Jak podkreśla rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania, przejazd w Bratoszewicach był prawidłowo oznakowany, a znak STOP dobrze widoczny. Wstępne ustalenia wskazują, że wszelkie rygory z tym związane zostały zachowane. Przed przejazdem znajduje się znak STOP. Wiele wskazuje na to, że wynikający z tego obowiązek nie został zachowany przez kierowcę busa - podkreśla Kopania.
O winie kierowcy busa mają świadczyć ślady hamowania już za znakiem STOP oraz relacja świadka.
Bus z dziesięcioma osobami jechał drogą Domaradzyn - Bratoszewice. Prawdopodobnie kierujący fordem transitem nie zatrzymał się przed znakiem STOP i tuż przed godziną 6 rano w poniedziałek na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w Bratoszewicach nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu pociągowi relacji Łowicz Główny - Łódź Kaliska.
Skład nie miał możliwości zahamować, gdy bus pojawił się na torach. Ze wstępnych ustaleń wynika, że ważący prawie 130 ton pociąg jechał z dozwoloną prędkością - ok. 80 km/h - i był sprawny technicznie. Pchał przed sobą pojazd przez prawie 30 metrów, a zatrzymał się kilkaset metrów za przejazdem. Transit zmienił się w poskręcaną blachę. Jak powiedzieli reporterce RMF FM strażacy, jest tak zniszczony, że trudno było nawet rozpoznać jego markę.