Mimo zakończonej obserwacji, dyżurny ruchu ze Starzyn, podejrzany o spowodowanie marcowej katastrofy kolejowej pod Szczekocinami, pozostanie w szpitalu psychiatrycznym. Decyzję taką podjęli lekarze opiekujący się mężczyzną.
Tylko lekarze wiedzą w jakim stanie jest mężczyzna. Od prawie trzech tygodni mówią o złym stanie psychicznym dyżurnego. Do tej pory również nie zgadzali się na jego przesłuchanie.
Opinia o stanie jego zdrowia będzie miała bardzo ważne znaczenie dla śledztwa. Ma przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, czy mężczyzna był poczytalny w chwili katastrofy. Aby poznać jego stan emocjonalny, specjaliści kilka tygodni temu przesłuchali nagrania rozmów z drugim dyżurnym. Nagrania zostały zarejestrowane tuż przed katastrofą i po wypadku.
Z dyżurnym nie ma kontaktu od 3 marca, kiedy doszło do katastrofy kolejowej pod Szczekocinami. To na posterunku w Starzynach krótko przed katastrofą doszło do awarii zwrotnicy. Z nagrania rozmowy pomiędzy dyżurnym ze Starzyn a jego koleżanką z sąsiedniej stacji w Sprowie wynika, że obydwoje wiedzieli, iż w Starzynach nie działa zdalne sterowanie zwrotnicą. Andrzej N. miał więc przestawić zwrotnicę ręcznie. Niestety skierował pociąg na niewłaściwy tor, przez co doszło do czołowego zderzenia składów.
Do katastrofy kolejowej pod Szczekocinami doszło wieczorem, w sobotę 3 marca. W zderzeniu dwóch pociągów zginęło 16 osób, a 57 zostało rannych. Prokuratura podjęła decyzję o postawieniu zarzutu nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej dyżurnemu ruchu ze Starzyn. Po wypadku zatrzymano też dyżurną ruchu z posterunku w Sprowie, ale po przesłuchaniu kobieta została zwolniona bez postawienia zarzutów.