"Ciężko jest mi na odległość ocenić formę czysto sportową, ale boję się, że trener ma dwa problemy - psychiczny i fizyczny. Jeśli oba zeszły się w jednym momencie, to drużyna ma duży kłopot. Zobaczymy, jak to się ułoży, w meczu ćwierćfinałowym na pewno będzie wielka mobilizacja" - mówi były reprezentant Polski, Wojciech Drzyzga. "Spotkanie z Australią zostawiło tyle znaków zapytania, że do ćwierćfinału chłopaki i sztab szkoleniowy na pewno będą mieli nieprzespane noce" - podkreśla.
AsInfo: Po przegranej z Bułgarią wiele osób mówiło, że dobrze się stało, że taka wpadka przytrafiła się na tym etapie turnieju olimpijskiego. Jednak druga porażka w fazie grupowej, zwłaszcza z uważaną za dużo słabszą drużynę Australią, jest bardzo niepokojąca.
Wojciech Drzyzga: Po tym meczu znowu będziemy mieli nerwowe dwa dni, będziemy się zastanawiać, co dzieje się z zespołem, bo wyraźnie dyspozycja, nawet na tle dobrze grającej Australii, była słabsza. W spotkaniu z Włochami Australijczycy pokazali, że są w dobrej formie, ale nie było ani cienia obaw co do dzisiejszego meczu, nikt nie brał pod uwagę porażki.
Co takiego stało się z naszą reprezentacją?
Nasz zespół kompletnie w poniedziałek nie reagował, oni bili nas niemiłosiernie, a my nie potrafiliśmy się temu przeciwstawić w żadnym elemencie. Mieliśmy dramatycznie niską skuteczność w ataku, a potem w szeregi naszego zespołu wstąpiła bojaźń. Wiele akcji zostało źle strategicznie rozegranych, wdaliśmy się w chaotyczną, prostą grę, która przy dobrej postawie Australijczyków nie była dobrym wyborem, a do tego techniczne zagrania też nas zawiodły. Ciężko jest mi na odległość ocenić formę czysto sportową, ale boję się, że trener ma dwa problemy - psychiczny i fizyczny. Jeśli oba zeszły się w jednym momencie, to drużyna ma duży kłopot. Zobaczymy, jak to się ułoży, w meczu ćwierćfinałowym na pewno będzie wielka mobilizacja, ale tego, jak sytuacja się potoczy, nikt nie wie. Głównie dlatego, że spotkanie z Australią zostawiło tyle znaków zapytania, że do ćwierćfinału chłopaki i sztab szkoleniowy na pewno będą mieli nieprzespane noce.
Czy właściwie z taką grą, jaką Polacy zaprezentowali w meczu z Australią, mamy czego szukać w meczu z Rosją czy Brazylią?
Gdybyśmy zaprezentowali taką niską skuteczność w ataku i taką pasywną zagrywkę, to nie mamy praktycznie żadnych szans. Z żadnym zespołem światowej klasy, grając tak anemicznie, nie da się wygrać. Pamiętajmy też, że siatkówka ma to do siebie, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala, więc można pokazać pełnię swoich umiejętności, ale należy nie zapominać, że naprzeciwko stoi ktoś, kto będzie nam tę grę utrudniał. Zobaczymy, w jakim stopniu będziemy walczyć z przeciwnikiem, a w jakim z własnymi słabościami. Na razie widać, że one w dużym stopniu nas dopadły. Trudno cokolwiek przewidywać, na razie poczekajmy na zakończenie fazy grupowej i na losowanie przeciwnika w ćwierćfinale. Prawdopodobnie zagramy z kimś z dwójki Rosja-Brazylia. Z tego, co widziałem, na tym turnieju praktycznie wszystkie zespoły mają problemy z utrzymaniem równej gry. Nawet świetnie prezentujący się Amerykanie, którym brakowało jednej piłki, by zakończyć mecz z Rosją, ostatecznie z nią przegrali.
A ma to jakieś znaczenie, z kim ostatecznie zmierzymy się w ćwierćfinale - czy z Rosją, czy z Brazylią?
Gdybyśmy byli w tej dyspozycji z Ligi Światowej, to powiedziałbym, że nie ma żadnego znaczenia, bo jesteśmy gotowi wygrać z każdym. I Brazylia, i Rosja to zespoły ze ścisłego topu. Oba są po przejściach, oba w tym sezonie grają bardzo nierówno i słabiej, ale mają swoje atuty. Jest to przede wszystkim potężna zagrywka, bo my nie lubimy grać z takimi zespołami, którego pięciu-sześciu zawodników wykonuje mocną zagrywkę z wyskoku. Wtedy mogą zacząć się dla nas wielkie problemy. Ale tak jak powiedziałem - bardziej niepokoję się teraz dyspozycją chłopaków, bo jeśli ich forma wróci do normy, to jesteśmy gotowi podjąć walkę z oboma zespołami. Jednak jeśli ten dzisiejszy mecz jest zwiastunem jakiegoś dołka formy, to będzie bardzo trudno.
Chyba tak do końca nie wiemy, jaka jest forma naszych siatkarzy w Londynie. Zagraliśmy dwa słabsze spotkania, dwa lepsze, a do tego wygraliśmy z Wielką Brytanią, którą ogrywają wszyscy.
Nie ma co rozmawiać o meczu z gospodarzami, bo spotkanie z trzecioligowym polskim zespołem wyglądałoby mniej więcej tak samo. Natomiast tylko mecz z Włochami został rozegrany na poziomie, do którego przed olimpiadą przyzwyczaiła nas nasza drużyna. Przeciwko Argentynie zagraliśmy bardzo solidnie i pewnie go wygraliśmy, ale trudno na jego postawie ocenić formę naszych siatkarzy, bo było widać, że Argentyńczycy są w dużym lesie, jeśli chodzi o dyspozycję w tym sezonie. Ten turniej olimpijski w ogóle dziwnie się układa. Niektóre zespoły bardzo falują formą, a niektóre pozytywnie zaskakują swoją postawą. Powiem szczerze, że po dzisiejszym meczu jestem mocno rozbity i straciłem wszystkie atuty, żeby mówić, że jesteśmy jakimkolwiek faworytem w kolejnym meczu. I to samo będą mieli niestety w głowach zawodnicy i trenerzy. Dzisiaj było widać po przeprowadzanych zmianach, co się dzieje - do samego końca trener nie znalazł alternatywy na australijską drużynę. To było widać we wszystkich elementach, a dla mnie osobiście w zagrywce. To jest dla mnie zawsze taki papierek lakmusowy dla dyspozycji danego dnia. A ta dzisiaj była zła, bo właściwie poza Bartkiem Kurkiem i Kubą Jaroszem nikt dobrze nie serwował. To był już znak ostrzegawczy, że coś złego dzieje się z formą zawodników.
Musimy w takim razie liczyć, że w środę trafi nam się po prostu ten dobry dzień?
Jesteśmy zespołem, o którym mówiło się, że jest wyrównany, a do tego gra na stabilnym poziomie. Tymczasem w Londynie mamy na koncie już dwie wpadki. Jeśli okazałoby się, że zespół spada z formą, to w środę może być jeszcze gorzej. Do tego dojdzie problem natury psychologicznej, chłopaki będą musieli sobie z tym wszystkim poradzić. To jest ćwierćfinał i jak znam życie, to staną na uszach, żeby wygrać, rzucą na ten mecz wszystko. Tam będzie trzeba cieszyć się z każdego punktu, więc atmosfera na boisku nie będzie taka dziwnie ospała i zachowawcza, jak dzisiaj. Przeciwko Australii chłopaki wyszli na boisko z przekonaniem, że powinni wygrać ten mecz, więc każda kolejna przegrana akcja trochę nas dobijała, a zdobywane przez nas punkty specjalnie nas nie cieszyły, bo i tak zwycięstwo z Australią było czymś oczywistym. Natomiast później zaczął rozgrywać się dramat, bo zespół nie był w stanie wygrać. To bardzo boli i niepokoi. Mam jednak nadzieję, że w środę każda akcja będzie nakręcać zespół bardzo pozytywnie, bo zagramy z bardzo trudnym przeciwnikiem, a cel będzie zarówno tak blisko, jak i tak daleko.
Wypada jeszcze wspomnieć o zachowaniu trenera Andrei Anastasiego, który zapowiadał, że w Londynie będzie trzymał nerwy na wodzy, ale w drugim secie meczu z Australią już nie wytrzymał i ostro zrugał swoich podopiecznych.
Zdaję sobie sprawę z tego, co on czuł, bo widział, że zespół nie gra, tylko stoi i poczyna sobie coraz słabiej. To była reakcja trenera sfrustrowanego i bezradnego, bo wiedział, że wyczerpał wszystkie normalne środki komunikacji. Przeszedł w fazę krzyku, bo chciał zrobić cokolwiek, żeby ich ukłuć i pobudzić. Anastasi zachowuje się na tym turnieju w sposób całkiem inny niż zachowywał się do tej pory. Jest strasznie wyciszony, może wie, że ta presja Igrzysk Olimpijskich jest tak ogromna, że gdyby on jeszcze docisnął, to zespół mógłby pęknąć. Myślę jednak, że ten zespół nie powinien się rozsypać. To zespół, który sporo ze sobą wygrał, ale też miał wiele ciężkich chwil, z których potrafił się wydostać, a do tego jest paru chłopaków, którym trener dał ogromny kredyt zaufania. Tymczasem mieliśmy dzisiaj swego rodzaju starcie między nim a Bartmanem, kiedy trener ściągnął naszego atakującego z boiska, a do tego dał mu reprymendę. Myślę, że te działania miały ich rozdrażnić, żeby coś zaczęło się dziać na tym boisku, żeby sytuacja poszła w obojętnie którą stronę. Anastasi brał pod uwagę to, że zespół mógł się na niego obrazić, ale przede wszystkim chodziło o to, żeby zawodnicy się ocknęli.