Oświadczam, że nie spotkałem się z Ryszardem Sobiesiakiem na Florydzie w listopadzie ubiegłego roku - stwierdził Mirosław Drzewiecki w swojej swobodnej wypowiedzi przed hazardową komisją śledczą. W lutym hazardowy lobbysta zeznał, że rozmawiał z Drzewieckim o aferze hazardowej podczas spotkania w USA. Później te zeznania zmienił.

REKLAMA

Początkowo Sobiesiak mówił jednak, że na Florydzie, gdzie obaj panowie mają rezydencje, przypadkowo spotkali się w listopadzie lub grudniu i umówili się, żeby porozmawiać. Z kolei Drzewiecki zeznał w styczniu przed komisją, że ostatni raz widział się z Sobiesiakiem 22 września 2009 roku w Warszawie, w hotelu Radisson.

Teraz były minister sportu podtrzymał swoją wcześniejszą wersję: Do momentu przesłuchania w styczniu 2010 roku ostatni raz widziałem go (Sobiesiaka) we wrześniu 2009 roku i opisałem dokładnie to krótkie spotkanie. Odbyło się ono w obecności naszych wspólnych znajomych, którzy wybierali się na turniej golfowy.

Były minister sportu przyznał jednak, że na tzw. shoppingu z Sobiesiakiem spotkała się jego żona.

Drzewiecki: Nie chciałem rezygnacji z dopłat

Drzewiecki - tak jak poprzednio - przekonywał też śledczych, że wcale nie chciał rezygnacji z dopłat od hazardu, a to, że takie pismo wyszło z jego resortu do Ministerstwa Finansów, to zwykły urzędniczy błąd. Problem w tym, że urzędnik, który to pismo sporządził, zeznał, że rezygnacja z dopłat to nie był jego błąd. Według niego, taka była intencja resortu i takie dostał polecenie.

To Ministerstwo Finansów chciało wprowadzić dopłaty do gier jako źródło finansowania przedsięwzięć Euro 2012. Jeżeli ktoś coś musi wyjaśnić, to właśnie Ministerstwo Finansów (...) Moje stanowisko było jednolite i niezmienne. Jedynym pewnym i niezmiennym źródłem finansowania obiektów na Euro 2012 jest budżet państwa i uzyskałem w tej sprawie stosowną decyzję rządu - przekonywał natomiast Drzewiecki w swobodnej wypowiedzi.

Były minister próbował wytłumaczyć śledczym, że pisma, które wysyłał ws. dopłat do gier do resortu finansów wcale nie były ze sobą sprzeczne. Chodzi o cztery dokumenty. Dwa wysłano w 2008 roku - w kwietniowym Drzewiecki stwierdził, że rozszerzenie katalogu gier objętych dopłatami byłoby bezcelowe, w majowym opowiedział się jednak za wprowadzeniem dopłat.

Ponad rok później były minister znów zmieniał zdanie: 30 czerwca 2009 roku opowiedział się za wykreśleniem dopłat z projektu, ale już 2 września wycofał się z wcześniejszych uwag i sprawę dopłat pozostawił decyzji ministra finansów.

Dzisiaj Drzewiecki przekonywał sejmowych śledczych, że jego pismo z kwietnia 2008 wynikało z faktu, że na Euro 2012 miał zagwarantowane pieniądze z budżetu. Z kolei w maju opowiedział się za wprowadzeniem dopłat, bo - jak twierdził - w toku prac nad budżetem na 2009 rok ustalił z ministrem finansów nowy cel dla dopłat, czyli tzw. drugi etap Narodowego Centrum Sportu. Później sytuacja znów się zmieniła: Kiedy zrezygnowaliśmy z realizacji drugiego etapu NCS ustał cel, na który miały być przeznaczone pieniądze z dopłat. O tym fakcie byłem zobowiązany poinformować ministra finansów i taki był cel pisma z 30 czerwca 2009. Z kolei w trakcie prac nad budżetem na 2010 rok uznaliśmy, że dodatkowe środki mogą być przeznaczone na realizowane przez ministerstwo zadania sportowe. Wskazaliśmy zatem inny cel. Na jakiej podstawie twierdzi się więc, że moje decyzje były niejasne, a kierowane do resortu finansów pisma wzajemnie sprzeczne?.

Drzewiecki: Poprzez manipulację uwikłano mnie w tą sprawę

Drzewiecki mówił też przed komisją śledczą, że na skutek "manipulacji, kłamstw i nieporozumień" jego nazwisko zostało uwikłane w sprawę, która w demokratycznym państwie prawa nigdy nie powinna mieć miejsca. Całym swoim życiem udowodniłem, że jestem i zawsze pozostanę patriotą. Jestem dumny, że przygotowania do Euro 2012 są niezagrożone i coraz więcej polskich dzieci może korzystać z "orlików". Ostatnie miesiące to dla mnie czas wielkiej próby, niestety, także dla moich bliskich, ale wierzę, że prawda zwycięży, że nadużycia władzy, jakich dopuszczali się ludzie pokroju Kamińskiego (Mariusz Kamiński, były szefa CBA - RMF FM), zostaną ukarane - podkreślił.

Jego zdaniem, "doszukiwanie się dowodów na jakiś wrogi spisek jest absurdem". Wszystko to, co powiedziałem przed komisją w styczniu, było zgodne z tym, co wówczas pamiętałem. Nie ukrywałem żadnych znanych mi informacji - podkreślił.

Były minister sportu odniósł się też do wywiadu, który pod koniec lutego ujawniła stacja TVN24. W wywiadzie, udzielonym polonijnym mediom, Drzewiecki powiedział m.in., że gardzi polityką. Ja jestem dowodem na to, że Polska jest w dalszym ciągu dzikim krajem. Zabito mi matkę, taka jest prawda. W związku z tym nie mam odrobiny dobrych emocji do ludzi, którzy to zrobili. Na całe szczęście wiem - bo wierzę w Boga - że jest piekło, że ci ludzie trafią do piekła - mówił wtedy.

Dzisiaj Drzewiecki stwierdził, że wywiad został zmanipulowany, bo słowa o dzikim kraju zinterpretowano jako zarzut pod adresem Polski i Polaków. Tymczasem dotyczyły one sposobu postępowania Mariusza Kamińskiego i jego popleczników. Przeciwko temu protestowałem i protestuję nadal. (...) Tych, którzy poczuli się dotknięci moimi słowami, przeprosiłem i przepraszam. Jest mi przykro, że doszło do tej sytuacji - podkreślił.