Po długo trwającym lockdownie trzeba zachować bardzo dużą ostrożność; potrzeba bardzo delikatnego otwarcia; potrzeby gospodarki są duże a apetyty ludzkie rozbudzone, ale koronawirusa wciąż jest dużo w przyrodzie - powiedział w środę PAP prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych dr Michał Sutkowski.

REKLAMA

W środę minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił stopniowe luzowanie obostrzeń w tym m.in. w jedenastu województwach od poniedziałku powrót do hybrydowego nauczania w klasach 1-3; otwarcie zakładów fryzjerskich i kosmetycznych, po weekendzie majowym prawdopodobnie otwarcie instytucji kultury.

W ocenie dr Sutkowskiego "powolny, ostrożny powrót do normalności to dobre rozwiązanie". Potrzeba bardzo delikatnego otwarcia i takie nastąpiło. Uważam, że to jest dobry ruch - ocenił.

Jeżeli mamy bardzo duży i długo trwający lockdown, po którym sytuacja nie tylko w Polsce, ale w całej Europie poprawia się, ale jest jeszcze daleka od doskonałości, to trzeba zachować dużą ostrożność. Długi lockdown oznacza, że długo walczyliśmy z pandemią i koronawirusa jest wciąż dużo w przyrodzie, ponadto długo były problemy z ochroną zdrowia, z ilością różnego rodzaju zdarzeń medycznych - covidowych i niecovidowych - mówił dr Sutkowski. Jak zaznaczył - obok powodów tylko natury medycznej powolnego odmrażania kolejnych gałęzi życia gospodarczego, są także powody psychologiczne i społeczne.

Lockdown spowodował, że potrzeby gospodarki są duże, apetyty ludzkie rozbudzone, a co za tym idzie niebezpieczeństwo, skłonność do reakcji powiedziałbym nadmiarowych w stosunku do przepisów - zwrócił uwagę prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.

Podkreślił, że "wirusa wciąż jest bardzo dużo w przyrodzie, a system opieki zdrowia jest niezwykle przeciążony". Mamy nadal bardzo dużą liczbę osób pod respiratorami w szpitalach - wskazał.

W środę Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że hospitalizowanych jest 31 938 chorych z Covid-19, z których 3287 było pod respiratorem. Tydzień wcześniej, 14 kwietnia, resort informował, że w szpitalach przebywa 33 906 pacjentów, w tym - 3457 pod respiratorem.

Dr Sutkowski podkreślił, że w Polsce wciąż nie ma tzw. odporności grupowej. My się do takiego progu zbliżamy, ale to może jeszcze potrwać - powiedział.

Ocenił, że "gdybyśmy wzięli pod uwagę osoby po drugiej dawce szczepienia i grupę ozdrowieńców, to daleko nam w Polsce do spełnienia kryterium poprawy".

Wyjaśnił, że "nie można sumować liczby osób zaszczepionych i tych, które przechorowały Covid-19, ponieważ ozdrowieńcy pochodzą z różnego czasu - są ci, którzy przeszli koronawirusa w czasie pierwszej fali, w drugiej, a jeszcze inni w trzeciej, nie mówiąc też, że u każdej osoby jest inny stopień odporności".

Wspomniał, że również wśród ponad 9 mln osób zaszczepionych, większość - bo blisko 6 mln 700 tys. otrzymało na razie pierwszą dawkę. Grupa wiekowa 60+, jest zaszczepiona tylko w 54 proc. Jest to dużo mniej, niż w przypadku osób z grup wiekowych 80+, 75+ i 70+. Poza tym w przypadku kolejnych roczników - osób młodszych zainteresowanie zapisywaniem się na szczepienia jest coraz mniejsze - zwrócił uwagę dr Sutkowski. W jego ocenie "może to być spowodowane m.in nastawieniem młodych do szczepień jak również tym, że zostawiają wszystko na ostatnią chwilę".

Pytany, o to kiedy spodziewa się zdjęcia decyzji o noszeniu maseczek w przestrzeni otwartej, dr Sutkowski wyjaśnił, że to będzie w dużej mierze zależało od liczby dziennych zakażeń.

Decyzji o zdjęciu obowiązku noszenia maseczek w przestrzeni otwartej nie możemy spodziewać się wcześniej, jak za dwa, trzy tygodnie. Temperatura na zewnątrz ma znaczenie, ale nie jest najistotniejsza. Dużo zależy, jak będą spadały wskaźniki zakażeń oraz hospitalizacji, a na to wpływ mają m.in nasze codzienne zachowania - wskazał prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.

Pytany o skutki powrotu od poniedziałku dzieci klas I-III do nauczania hybrydowego w jedenastu województwach, dr Sutkowski wskazał na sytuację we wrześniu ubiegłego roku.

Co prawda dzieci młodszych roczników nie chorują często i nie transmitują często wirusa, ale jednak mogą być czynnikiem sprawczym rozwoju pandemii, o czym świadczy sytuacja z jesieni ubiegło roku. Tego we wrześniu nikt się nie spodziewał - powiedział prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.