Tylko w tym roku doszło do co najmniej dziewięciu przypadków śmiertelnych po zażyciu dopalaczy. Dwa tysiące osób zatruło się tymi niebezpiecznymi substancjami - informuje GIS. A liczba interwencji lekarskich wciąż rośnie. Teraz w całej Polsce to nawet pół tysiąca przypadków miesięcznie – dowiedział się nasz reporter Romuald Kłosowski.

REKLAMA

Zgłoszenia zatruć dotyczą przede wszystkim nastolatków, ale zdarzają się też osoby powyżej pięćdziesiątki - mówi Tomasz Białas, dyrektor Departamentu Nadzoru nad Środkami Zastępczymi w Głównym Inspektoracie Sanitarnym. Najwięcej zatruć jest w Łódzkiem i Śląskiem - to prawie połowa wszystkich przypadków w kraju. Za tymi województwami znalazły się: Wielkopolska, Małopolska i Mazowsze.

Przypadek zażycia dopalaczy należy zgłosić na pogotowie ratunkowe. To ono kieruje potem do konkretnego oddziału toksykologicznego, ale... pomoc w takich przypadkach to pomoc doraźna - wyjaśnia Białas. Każdy z dopalaczy ma inny, nieznany skład chemiczny. Zatem, jeśli pojawia się gorączka, zbijamy gorączkę - podkreśla.

W Europejskim Systemie Monitorowania Substancji Psychoaktywnych pojawia się sto nowych substancji rocznie - to średnio dwa nowe dopalacze w tygodniu. Punkty z dopalaczami w całej Polsce rosną jak grzyby po deszczu.

GIS co roku składa kilkadziesiąt doniesień do policji i prokuratury. Do tej pory wydano tylko kilka aktów oskarżenia za próbę pozbawienia życia lub zdrowia - właśnie przez handel dopalaczami. Dopiero od pierwszego lipca dopalacze są traktowane jak narkotyki. Karane jest również ich posiadanie.

Halucynogeny po deszczu

Według szacunków, w całej Polsce działa jeszcze ponad sto punktów, w których można kupić dopalacze. To także "salony gier", czy sklepy "z upominkami", w których handel "amuletami", "talizmanami" czy "pigułkami szczęścia" jest prowadzony obok innej działalności. Policjanci dotąd takich punktów nie zamykali, a tylko "asystowali" podczas pracy inspektorów sanitarnych. Prokuratura - nie zawsze wszczynała postępowanie. A handlarze działali w najlepsze.

Nawet gdy właściciele punktów otrzymali do zapłaty mandat - zmieniali nazwę firmy, lub wykazywali, że w jednym miejscu działają trzy przedsiębiorstwa. A każda z firm zajmuje inną część "salonu gier" czy "sklepu z upominkami". Taka "firma" mogła się dotychczas liczyć z mandatami i - w najgorszym przypadku - zakazem handlu. Wówczas dopalacze sprzedawały pozostałe firmy z tego samego miejsca. Mandaty i zakazy sprzedaży wydawali dotąd inspektorzy sanitarni. Mogli to zrobić po badaniach próbek sprzedawanych substancji. To trwało kilka, niekiedy kilkanaście dni. Po tym czasie handlarze zmieniali nazwę firmy i działali dalej. Mandatów nie płacili. Inspektorom sanepidu nie zwracały się nawet badania próbek dopalaczy.

Zmienić to ma znowelizowana ustawa, do której dodano 114 substancji, wcześniej tak zwanych "środków zastępczych". Teraz dopalacze są narkotykami, a listę nielegalnych środków może na bieżąco uzupełniać Ministerstwo Zdrowia. Od pierwszego lipca inspektorzy sanitarni mogą prowadzić niezapowiedziane kontrole, a służba celna może ścigać przewóz zakazanych środków w całym kraju. Poszukiwaniami dopalaczy może się też zająć straż graniczna.

Od pierwszego lipca ponad 420 funkcjonariuszy tych służb oraz ponad 220 inspektorów sanitarnych - skontrolowało w sumie 89 lokali. Zabezpieczono 450 opakowań z zawartością nieznanych substancji. Zatrzymano 12 osób, którym przedstawiono zarzuty. Dopalacze to substancje produkowane najczęściej na Dalekim Wschodzie. W ich składzie są m.in. środki do produkcji trutek na szczury; zawierają też różne mieszanki narkotyków.

(ug)