Ulica Mostowa w Poznaniu to „mekka” dla klientów szukających dopalaczy. Na rogu Mostowej i Grobli od kilku lat znajduje się niepozorny sklep sprzedający amulety, talizmany, zapachy kominkowe. Ostatnio „drobiazgi”.

REKLAMA

Nie wiadomo jak wśród tych "drobiazgów" zmieścił się "Mocarz", ale wiadomo, że wśród kilkunastu osób, które w zeszłym tygodniu trafiły do poznańskich szpitali, byli wyłącznie klienci poznańskiego sklepu. Część z nich skorzystała właśnie z "Mocarza" - najniebezpieczniejszego ostatnio dopalacza. W niedzielę sklep był zamknięty. Dziś rolety nadal niepodniesione, ale kartka świeża - z poniedziałkową datą. W bramie lub na chodniku kręcą się sprzedawcy, którzy wyszli w teren. Na widok mikrofonu RMF FM uciekają, ale mieszkańcy Mostowej twierdzą, że od klientów szukających dopalaczy nie uciekają. Mieszkańcy ulicy wiedzą co tu można kupić. Podobnie jak władze miasta, policja, sanepid, pogotowie zabierające stąd zatrutych ludzi. Do szpitali trafiają najczęściej nastolatkowie lub dwudziestokilkuletni użytkownicy dopalaczy.

"Odjechani na maksa"

Chodzą z obłędem w oczach, są odjechani na maksa, jakby byli nieobecni - mówi RMF FM jedna z mieszkanek z ulicy. Jej sąsiad dodaje: niech pan trafi na takiego to pan zobaczy. Wszyscy od niego uciekają. I uciekają w ogóle z tej ulicy: ludzie się wyprowadzają, firmy zamykają działalność. Tylko w ostatnich tygodniach na Mostowej były pobicia, uszkodzone samochody, wymiotujący po bramach ludzie, agresywne zachowująca się młodzież. Mieszkańcy nie mają wątpliwości - a często potwierdza to potem interweniująca policja - że to efekt właśnie dopalaczy.

Sanepid kontroluje sklep, podobnie jak inne punkty z substancjami zastępczymi. Procedura analizy składu dopalaczy i dopiero wtedy nakładanie kary finansowej sprawiają, że mimo 1,3 mln złotych kar w 2013 roku i 1,6 mln rok później nie udało się nic wyegzekwować.

Jak dochodzimy do finału, to nie ma już firmy, na którą nakładamy karę - mówi dr Andrzej Trybusz, dyrektor wielkopolskiego sanepidu. Jest za to nowa firma założona przez tych samych ludzi, w tym samym miejscu, prowadzącą taka samą działalność. Spisaliśmy to wszystko z podaniem nazw firm, nazwiskami ich właścicieli i dostarczyliśmy prokuraturze. Ta jednak odrzuciła nasze zgłoszenie - podkreśla.

Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, wydała w tej sprawie oświadczenie. Tłumaczy w nim zawile, że "WIS nie dysponuje szczegółowymi danymi dotyczącymi konkretnych osób zatrutych środkami zastępczymi. Zawiadomienie dotyczyło przestępstwa polegającego na stworzeniu niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób poprzez wprowadzenie do obrotu szkodliwych dla zdrowia substancji w postaci dopalaczy tj. art. 165 par 1 pkt 2 k.k. Dopalacze są środkiem zastępczym, ich wytwarzanie i wprowadzanie do obrotu jest regulowane przepisami ustawy o przeciwdziałaniu narkomani i czynności oraz postępowanie w tym zakresie prowadzą organy właściwego inspektora sanitarnego. Te organy również mają prawo na podstawie art. 44 wskazanej wyżej ustawy do nakładania kar pieniężnych. Przepis art. 165 dotyczy środków, które nie odpowiadają obowiązującym normom jakości, a nie środków zastępczych tj. jak dopalacze. Nie jest możliwym stosowanie rozszerzającej interpretacji art. 165. Powodowanie przez substancje zastępcze szkodliwości dla zdrowia ludzi jest przesłanką zakazu wytwarzania i wprowadzenia ich do obrotu zgodnie z art. 44b wskazanej wyżej ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii i prowadzenia postępowań przez inspektorów sanitarnych. Stąd odmówiono wszczęcia postępowania w niniejszej sprawie."

Szef wielkopolskiego sanepidu w poniedziałek złożył zażalenie na decyzję prokuratury.

(ug)