Przed nami spotkanie 16 szefów rządów krajów, które walczą o politykę spójności w budżecie UE na lata 2014-2020. Czemu ma służyć spotkanie z tak wieloma przywódcami, skoro premier Donald Tusk zamierza walczyć zaledwie o 400 miliardów złotych z unijnego budżetu, choć to poniżej naszych wcześniejszych założeń i ofert Komisji Europejskiej?
I teraz pytanie, czy premier Tusk będzie walczyć o więcej czy tylko o te 400 miliardów złotych, które stanowi minimum naszych możliwości. Innymi słowy, czy to tylko "zabezpieczanie tyłów" w kraju czy rzeczywiście strategia negocjacyjna. Mam nadzieję, że chodzi tylko o to pierwsze. Źle by było, gdyby polski premier jeszcze przed negocjacjami rezygnował z gigantycznych pieniędzy.
Tusk mówił w Sejmie o dodatkowych 100 miliardach złotych na rolnictwo. Tymczasem Komisja Europejska w swojej okrojonej propozycji oferuje nam 142 miliardy (34,5 miliarda euro). Nawet Niemcy nie sądzili, że to nam wystarczy.