Zachód chichocze. Inwazją na obwód kurski siły ukraińskie kolejny raz pokazały niemoc Rosji, Moskwy, Kremla i tego, który stoi w samym centrum - Władimira Putina. W wypowiedziach polityków z Europy i USA widać swadę graniczącą z arogancją wyrażaną wobec rosyjskiego przywódcy. CNN ogłasza, że "Putin został ośmieszony". Tylko, że "Pan na Kremlu" pozostaje niewzruszony, zimny i nietykalny, chociaż w czasie wojny w Ukrainie stało się wystarczająco wiele, by obalić nie jednego dyktatora, a stu. Dlaczego nie należy śmiać się z Władimira Putina?
Liczby z obwodu kurskiego podawane przez rozmaite źródła - od oficjalnych ukraińskich, po blogerskie - przyprawiają o zawrót głowy. Ponad 70 rosyjskich miejscowości znalazło się pod kontrolą Kijowa, głównodowodzący ukraińskiej armii gen. Ołeksandr Syrski mówi o 1000 km kw. zajętego terenu, a nieoficjalne źródła podają, że Ukraińcy wzięli w niewolę nawet 2 tys. jeńców.
Nawet jeżeli te doniesienia nie są do końca zgodne ze stanem faktycznym, sam fakt, że Ukraińcy zdołali rozpowszechnić takie dane, stanowi zwycięstwo w wojnie informacyjnej z Rosją - twierdzi CNN. Ukraińska operacja pokazuje przepaść między "maską niezniszczalności, którą Kreml stara się pokazywać, a rozpadającą się rzeczywistością jego władzy" - oceniła amerykańska stacja.
To niestety ocena mylna, która nie tylko dowodzi nierealistycznego spojrzenia na kwestię władzy i problemów Rosji, ale także przedstawia obraz tego, w jaki sposób "typowy Jim z Ameryki" wyobraża sobie świat.
Pokazuje także, jak chwiejna jest zachodnia narracja, która płynnie przechodzi od lamentu nad nieuchronną porażką w Ukrainie do euforii wywołanej trwającą od tygodnia, zaskakującą ofensywą Kijowa w Rosji. Władimir Putin nie da się łatwo pokonać.
Wydarzenia od początku wojny sugerują, że reżim rosyjski jest o wiele bardziej odporny niż wielu przewidywało - pisze Foreign Affiars. CNN przypomina, że po raz drugi w ciągu kilkunastu miesięcy Kreml musi się zmierzyć z inwazją. W czerwcu ubiegłego roku wojska najemne Jewgienija Prigożyna odbyły marsz na Moskwę. Amerykańska stacja uznaje to za objaw słabości władzy na Kremlu.
Wypada jednak zadać jedno pytanie: i cóż takiego stało się Władimirowi Putinowi po buncie wagnerowców? Władza Putina nie tylko nie ucierpiała na skutek tych wydarzeń, ale została wzmocniona. Bunt, a potem śmierć Prigożyna dały Moskwie pretekst do przejęcia kontroli nad najemnikami, którzy zależni są teraz wyłącznie od Kremla, a nie kaprysów oligarchy. 1:0 dla Władimira Putina.
Niedawno mieliśmy do czynienia także z przetasowaniami na szczytach rosyjskiej władzy. Zwłaszcza gwałtowne zmiany w resortach siłowych powinny w teorii zachwiać stabilnością politycznego monolitu Rosji. Tak się nie stało. 2:0. Kolejne wydarzenia związane pośrednio i bezpośrednio z wojną pokazały - argumentuje Foreign Affairs - że władza Kremla nie tylko nie wykazuje podatności na kryzys, ale odznacza się wyjątkową odpornością na niezadowolenie społeczne i niezadowolenie krajowych elit.
Mająca trwać kilka dni tzw. "operacja specjalna" przerodziła się w pełnoskalową wojnę. Wojska Rosji miały błyskawicznie zdobyć Kijów, przedefilować przez miasto i osadzić tam marionetkowy rząd. Wszyscy wiemy, jak ta historia się potoczyła: Rosjan zmuszono do gwałtownego wycofania się za Dniepr. Rosjanie ponieśli gigantyczne straty, liczone w setkach tysięcy zabitych i rannych żołnierzy. Rosjanie na skutek nieudolności planistów w Moskwie potracili bliskich, a wewnętrzne podziały między Rosjanami etnicznymi i mniejszościami tylko się zwielokrotniły. Putin był poddawany krytyce z zewnątrz i wewnątrz kraju.
Jednym z naczelnych krytyków był sam Prigożyn, który publicznie klął na biurokratów zarządzających wojskiem i tracąc ludzi w oblężeniu Bachmutu, także na skutek dramatycznych zaniedbań rosyjskiej logistyki, wołał: Szojgu! Gierasimow! Gdzie obiecana amunicja?!
Ale Putin przetrzymał ten kryzys. Dostosował narrację tak, by przekonać Rosjan, że teraz ojczyzna nie walczy już ze słabymi, niedozbrojonymi "nacjonalistami" w Ukrainie, ale całym NATO. Słowa o "operacji specjalnej" zniknęły z wypowiedzi polityków rosyjskich. A potem Putin zabrał się za głównego buntownika, zanim ten zdołał zdobyć poparcie znaczniejszych na kremlowskiej scenie figur.
Nieprzypadkowa śmierć Prigożyna w "katastrofie lotniczej", zatwierdzonej i skoordynowanej prawdopodobnie przez Nikołaja Patruszewa, ówczesnego sekretarza Rady Bezpieczeństwa, nie tylko zminimalizowała ryzyko puczu wojskowego w Rosji, ale wysłała jasny sygnał ostrzegawczy wszystkim innym potencjalnie niezadowolonym z rządów w Rosji.
FA pisze, że od czasu rebelii Prigożyna, najważniejszym wydarzeniem w Rosji były wyreżyserowane wybory prezydenckie w marcu 2024 roku. Kiedy świat obiegały zdjęcia rzekomych opozycjonistów sprzeciwiających się wojnie i krytykujących Władimira Putina, ten spokojnie przygotowywał się do rekonstrukcji rządu. Wybory zakończyły się oczywistym, miażdżącym zwycięstwem faworyta. Po opozycjonistach i antywojennych wystąpieniach nie został nawet ślad.
W maju ekonomista Andriej Biełousow zastąpił Szojgu na stanowisku szefa ministerstwa, a czystki w obsadzie urzędów rozpoczęto głównie z powodu działań antykorupcyjnych. Ostatecznie Sergiejowi Szojgu oszczędzono całkowitej hańby i oddano mu we władanie stanowisko sekretarza Rady Bezpieczeństwa, które Putin zabrał z kolei Patruszewowi.
Zarówno Szojgu, jak i Patruszew należą do najwyższych elit w Rosji i koncentrują wokół siebie rzesze lojalnych popleczników. Podobnie jest z naczelnym wodzem armii rosyjskiej Walerijem Gierasimowem, który "głowę" stracić może w każdej chwili, gdy porażki w obwodzie kurskim zaczną się nawarstwiać.
Tymczasem zmiany na szczytach władzy w Rosji nie mają większego wpływu na stabilność polityczną Rosji. Na Kremlu panuje spokój.
Pozycją Putina nie zatrząsł nawet zamach na salę koncertową Krokus pod Moskwą. Ponad 140 osób zabitych w terrorystycznym ataku i ewidentne zaniedbania służb nie zrobiły wrażenia na społeczeństwie rosyjskim. A atak na Krokus miał miejsce tuż po wyborach prezydenckich i był, przynajmniej z zachodniej perspektywy, potężnym ciosem w rosyjski system bezpieczeństwa.
Występujące od 2022 roku perturbacje w Rosji wykazały, że kremlowskie wysiłki na rzecz przeciwdziałania im charakteryzują się "ogromną zdolnością do dostosowywania się i odpornością w obliczu wewnętrznych napięć. W autorytarnym systemie politycznym Rosji jest siła i obserwatorzy nie powinni udawać, że jest inaczej" - konkluduje Foreign Affairs.
W trakcie ostatnich lat nastąpiło już wiele momentów, które wskazywały, że władza Putina zaraz się zachwieje. I za każdym razem z Zachodu słychać było taki sam chichot, który słyszymy teraz, gdy ukraińskie wojska wdzierają się coraz dalej w głąb Rosji.
"Jak panu Putinowi wojna się nie podoba, niech idzie z Ukrainy w diabły i da sobie spokój" - ten komentarz do aktualnych wydarzeń w obwodzie kurskim pochodzi od Johna Kirby'ego, rzecznika Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA i dobrze oddaje klimat pewności i lekceważenia, jaki zapanował w krajach natowskich po rozpoczęciu nieoczekiwanej operacji przez wojska Syrskiego.
Problem polega na tym, że to lekceważenie rosyjskich zdolności sabotażowych, politycznych, propagandowych, ekonomicznych i militarnych doprowadziło do największego globalnego kryzysu od czasu zimnej wojny. I wciąż niczego się nie uczymy.