"Nie ma możliwości, by powtórzyła się sytuacja z Czarnobyla" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Piotrem Glinkowskim dr Dariusz Malczewski z Uniwersytetu Śląskiego. "Wybuch, do którego doszło nie miał prawa zniszczyć osłony jądra reaktora. Współczesne elektrownie są bezpieczne" - dodaje.

REKLAMA

Piotr Glinkowski: Panie doktorze, czy w Japonii może się powtórzyć sytuacja z Czarnobyla?

Dariusz Malczewski: Chcąc uspokoić, chciałem powiedzieć, że konstrukcja reaktorów japońskich, wszystkich reaktorów, które obecnie pracują na świecie, to są zupełnie inne reaktory niż te, które pracowały w Czarnobylu. Przede wszystkim charakteryzują się tym, że mają wiele osłon, wiele zabezpieczeń, które uniemożliwiają w jakikolwiek sposób wyjście pierwiastków radioaktywnych na zewnątrz. Sama konstrukcja reaktora w przypadku nawet gwałtownego trzęsienia ziemi, w przypadku zniszczenia całej obudowy, jest tak skonstruowana, że zawalające się kolejne konstrukcje reaktora przykrywają rdzeń, nie dopuszczając do ucieczki, kontaminacji zanieczyszczenia terenu.

Piotr Glinkowski: To faktycznie wyglądało jak wybuch.

Dariusz Malczewski: To, co się paliło, to, co widzieliśmy, to był budynek, w którym znajduje się reaktor, jakby zewnętrzna część. I ona się może zawalić, bo to jest normalna konstrukcja budowlana, specjalnie niezabezpieczona. Natomiast wewnątrz tego budynku, pod tym budynkiem znajduje się cały system osłon reaktora. W środku absolutnie nie doszło do żadnych uszkodzeń.

Piotr Glinkowski: Nie ma możliwości, żeby to na przykład był częściowy wybuch paliwa jądrowego?

Dariusz Malczewski: Nie, nie jest to możliwe. Dlatego, że - jak mówię - system zabezpieczeń rdzenia reaktora uniemożliwia wydostanie się na zewnątrz elementów paliwowych. W porównaniu do Czarnobyla - Czarnobyl nie miał żadnych zabezpieczeń, jeżeli chodzi o rdzeń reaktora. Dlatego, że to był reaktor wielkiej mocy, 3200 MV, który był obudowany z góry jak zwykła fabryka butów, zabawek, czegoś takiego. I dlatego wybuch, który tam nastąpił, nie miało co tych produktów radioaktywnych zatrzymać. Bo to była zwykła hala fabryczna. Natomiast reaktory, które są budowane współcześnie, są to reaktory przeważnie o mocy 850 MV i wybuch reaktora, nawet gdyby np. ktoś podłożył bombę, wybuch w środku rdzeń reaktora, to osłony, jest ich kilka, w tym np. 2 warstwy betonu, 1,5 metra, druga 90 cm, a to wszystko w cylindrze stalowym o grubości 7,5 centymetrów na przykład. To powoduje, że przy tej mocy reaktora nie ma szans na wydostanie się tego na zewnątrz.

Piotr Glinkowski: Tam na miejscu zostało wykryte podwyższone promieniowanie cezu, ale to też nie jest żaden powód do niepokoju?

Dariusz Malczewski: To nie jest powód do niepokoju, bo co to znaczy "zostało wykryte podwyższone promieniowanie cezu". Ja też mogę wziąć radiometr, możemy wyjść na zewnątrz i też znajdziemy stężenie kilka tysięcy bekereli na metr kwadratowy cezu tutaj. I co, powiemy teraz, że mamy skażanie promieniotwórcze w Polsce? Tak nie powiemy, bo to jest rzecz normalna, ten cez wszedł do obiegu. I być może tam podobna sytuacja może wystąpiła, że zmierzono - cez jest. Powinien być, bo jest na całym świecie.

Piotr Glinkowski: W promieniu 10 km ewakuowano około 50 tysięcy mieszkańców. To jest działanie prewencyjne skoro są tak dobre zabezpieczenia?

Dariusz Malczewski: Sytuacja jest niestabilna. Myślę, że każda władza chce się zabezpieczyć, żeby potem nie było zarzutów, że na skutek zaniedbania coś się stało. To działanie typowo prewencyjne i tak to należy odbierać.

Piotr Glinkowski: Pojawiły się także pogłoski, że dochodzi do topnienia rdzenia reaktora.

Dariusz Malczewski: Jeżeli całkowicie odpłynie chłodziwo może dojść do stopienia rdzenia. Reaktor ma kilkaset stopni i nie można go wygasić do temperatury 20 stopni w ciągu 20 minut. Na to potrzeba dni żeby on to ciepło oddał. Wtedy może dojść do stopienia rdzenia, ale wszystko to, co się stopi powinno zostać na miejscu.

Piotr Glinkowski: Nie ma możliwości żeby to się przedostało?

Dariusz Malczewski: Nie ma.

Piotr Glinkowski: A może tam dojść do wewnętrznej eksplozji?

Dariusz Malczewski: W przypadku wysokiej temperatury woda rozdziela się na wodór i tlen. W warunkach wysokiej temperatury może dojść do eksplozji wodoru - tak było mniej więcej w Czarnobylu. To są takie wybuchy w przestrzeni samego rdzenia. Ten rdzeń się po prostu fragmentaryzuje w skutek wybuchu, ale te fragmenty zostaną. Może zawalić się osłona reaktora i przykryje cały ten bałagan, zapobiegając dalszym wybuchom i rozprzestrzenianiu się.

Piotr Glinkowski: Czyli nie ma zagrożenia?

Dariusz Malczewski: Nie ma możliwości, aby substancje radioaktywne w jakiś sposób, w ilościach zagrażających zdrowiu, wydostały się na zewnątrz.

Piotr Glinkowski: Co musiałoby się stać, żeby zagrożenie się pojawiło?

Dariusz Malczewski: Zapada się ziemia, cały reaktor ulega zgnieceniu, na ruchy tektonicznie nie ma już żadnego zabezpieczenia. Oczywiście można to sobie wyobrazić, że reaktor pod wpływem sił olbrzymich ściskających ulega zmiażdżeniu, zmieleniu, a wszystko zalewa woda. W momencie tak skrajnego kataklizmu zanieczyszczenie pierwiastkami promieniotwórczymi jest możliwe, ale nie w tym miejscu.

Piotr Glinkowski: Taki reaktor jest w stanie skazić jaką okolicę?

Dariusz Malczewski: To jest jak wybuch broni taktycznej jądrowej rzędu 15 kiloton, bo tego nas nauczył Czarnobyl. Skutki takiej awarii były jakbyśmy zdetonowali tam taktyczną broń jądrową. Opad jest miejscowy, bo zawsze najbardziej skażona jest strefa do 20 km, bo tam wszystko siada.