"On rozmawiał z komunistami, ale ja mogę gwarantować, że on nikogo nie skrzywdził, nikogo nie zdradził, nikogo nie sprzedał i nie brał żadnych pieniędzy" - mówiła Danuta Wałęsa, zwracając się do uczestników manifestacji pod hasłem "Polska murem za Wałęsą", zorganizowanej na gdańskim placu Solidarności przez lokalne struktury Komitetu Obrony Demokracji. W imieniu męża dziękowała za poparcie. Według policji, udział w demonstracji wzięło około 15 tysięcy ludzi.
Organizatorzy manifestacji liczyli, że pojawi się na niej Lech Wałęsa, jednak były prezydent już w niedzielę przed południem powiedział dziennikarzom, że nie będzie go na wiecu. Na placu Solidarności pojawiła się natomiast jego żona Danuta Wałęsa. Gdy weszła na scenę, tłum przywitał ją skandując: "Danusia!".
Nie myślałam, że ja jeszcze będę musiała, bo faktycznie musiałam, wystąpić przed takim tłumem - zwróciła się do zgromadzonych, którym przekazała podziękowania i pozdrowienia od męża. On bardzo dziękuje za poparcie. (...) Mówi, tak szczerze, że jeszcze poczeka, że jak będzie jeszcze większa grupa, to on na pewno przyjdzie - powiedziała.
Ja przyszłam tutaj, aby zamanifestować swój sprzeciw względem tego rządu i względem tego małego człowieczka, który stoi za tymi, których tam wybrał, i nawet się nie wychyli, bo się boi, bo on się bał i w stanie wojennym: nie internowali go, zamknął się w czterech ścianach z kotem - mówiła Danuta Wałęsa.
Zaznaczyła, że dziś władzy na ulicy się nie zdobywa i nie obala. My musimy się po prostu organizować. My nie możemy w tej chwili liczyć na Kościół, choć to przykre i smutne, choć biskup Głódź mówi, żeby Wałęsa przeprosił, ale za co ma Wałęsa przepraszać? Moi kochani, gdyby Wałęsa nie rozmawiał z komunistami, to by nic nie osiągnął, nie bylibyśmy tutaj, nie wiadomo, jak by się wszystko potoczyło - przekonywała.
On rozmawiał z komunistami, ale ja mogę gwarantować, że on nikogo nie skrzywdził, nikogo nie zdradził, nikogo nie sprzedał i nie brał żadnych pieniędzy - zapewniła, a zebrani zareagowali na te słowa oklaskami.
Danuta Wałęsa powiedziała również, że w ostatnim czasie "czuje się zniewolona, boi się każdego dnia". Rząd jest po to, żeby służył społeczeństwu, a nie pewnej grupie, nie jakimś wybranym ludziom. Nie, że jest pani premier, pan prezydent, a rządzi sobie z tyłu jakiś malutki i podejmuje decyzje, a oni wykonują. Nie pozwolimy na to i będziemy się gromadzić i będziemy dążyć do tego, żeby ich po prostu odprowadzić - powiedziała.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Głos na wiecu zabrali także m.in. lokalny przedstawiciel KOD Radomir Szumełda, posłanka Henryka Strycharska-Krzywonos oraz aktor i działacz opozycyjny z czasów PRL Jerzy Kiszkis.
Ja, jako Henryka Krzywonos, uczestniczka strajków, sygnatariuszka porozumień sierpniowych, ogłaszam wszem i wobec: nie dajmy z siebie zrobić idiotów. Wałęsa nigdy nie był "Bolkiem". Jeśli kiedykolwiek coś podpisał, to - proszę państwa, ilu was tu jest, którzy siedzieli na dołku? Jak się wchodzi na dołek, trzeba depozyt podpisać: wystarczy go (podpis) jeszcze raz powielić - mówiła Krzywonos-Strycharska. Na koniec wystąpienia zwróciła się zaś do byłego prezydenta: Lechu, nie bój się, my wiemy, że jesteś niewinny.
Dwugodzinną manifestację na pl. Solidarności rozpoczęło odśpiewanie przez zgromadzonych hymnu. Później nastąpiła krótka prezentacja audio złożona głównie z przemówień byłego prezydenta, w tym słynnego - rozpoczynającego się od słów "My, naród" - przemówienia, jakie ówczesny przywódca Solidarności wygłosił w Kongresie Stanów Zjednoczonych 15 listopada 1989 roku.
Zgromadzeni na placu przynieśli wiele polskich flag i liczne transparenty, wśród których pojawiły się m.in. te z napisami: "Polska murem za Wałęsą", "Dość już mamy dobrej zmiany" czy "Uwaga zły PiS". Wielokrotnie skandowano: "Lech Wałęsa", "Solidarność" czy "Precz z Kaczorem".
W trakcie wiecu odegrano również "Odę do radości", która symbolicznie kończyła wydarzenie.
Dzień wcześniej w Warszawie KOD zorganizował marsz poparcia dla Lecha Wałęsy pod hasłem "My, naród". Według policji, w demonstracji uczestniczyło około 15 tysięcy ludzi, stołeczny ratusz oszacował zaś liczbę manifestantów na 80 tysięcy.
Cieszy się, że ludzie pamiętają o mnie, że jednak trochę mi wierzą, a nie wierzą w Kiszczaka i w bezpiekę, to mnie cieszy - powiedział w niedzielę dziennikarzom Lech Wałęsa.
Manifestacje poparcia dla Lecha Wałęsy to pokłosie ostatnich wydarzeń wokół niego. W poniedziałek IPN udostępnił dziennikarzom i historykom część dokumentów zabezpieczonych w domu gen. Czesława Kiszczaka, wśród których znajdowała się m.in. teczka personalna i teczka pracy TW "Bolek" oraz odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek", datowane na 21 grudnia 1970 roku. Znajdowały się tam również doniesienia "Bolka" i notatki funkcjonariuszy SB ze spotkań z nim.
Wałęsa we wpisach na mikroblogu wielokrotnie podkreślał w ostatnich dniach, że nie współpracował z SB, nigdy na nikogo nie donosił, nie brał żadnych pieniędzy i nie dał się złamać.
(dp, edbie)