Mecz o honor i powrót do Polski. Tak wygląda kalendarz najbliższych godzin w wydaniu piłkarskiej reprezentacji Polski, która czwartkowym spotkaniem z Japonią pożegna się z mistrzostwami świata w Rosji. Nie ma się co dziwić, że atmosfera w kadrze jest daleka od sielanki, ale okazuje się, że problem jest głębszy.
Czas dokładnych rozliczeń ma dopiero nadejść. Póki co ani selekcjoner Adam Nawałka, ani kapitan zespołu Robert Lewandowski, którzy po porażce z Kolumbią pojawili się na konferencji prasowej, nie dolewali oliwy do ognia.
Obaj bardzo dyplomatycznie zwrócili uwagę na niedostatki podczas mundialu, choć słowa "Lewego" przez niektórych polskich dziennikarzy oraz niemieckie media i tak zostały zinterpretowane, jako atak na kolegów z kadry. Z odsieczą ruszył sam snajper, który wczoraj przekonywał, że jego wypowiedzi zostały źle zinterpretowane i stoi murem za drużyną narodową.
Pierwszym, który stanął w ogniu trudnych pytań, był prezes PZPN Zbigniew Boniek, meldując się na konferencji po klęsce z Senegalem. Orły Adama Nawałki, na otwarcie mundialu, dały popis gry "w chodzonego".
Wydaje się, że problem jest głębszy, o czym świadczą słowa sternika związku, wypowiedziane w rozmowie z byłym reprezentantem Polski Sebastianem Milą w programie "Mundialowa Mila" na antenie TVP.
Kadra zmieniła się przez ostatnie cztery lata. To są fajni chłopacy, ale wcześniej inny był poziom adrenaliny i myślenia o samym sobie. Sukcesy zmieniły reprezentację. Kiedyś wszystkim podobało się, że mogą grać przy Robercie Lewandowskim, bo to była wartość dodana. Dzisiaj - muszę to powiedzieć ze smutkiem - niektórym to przeszkadza. Musimy to sobie jednak sami wyjaśnić w grupie - powiedział Zbigniew Boniek.
Te słowa tylko wzmogą spekulacje, jakim konkretnie piłkarzom, z imienia i nazwiska, przestało być po drodze z "Lewym".
Art