Członkowie gabinetu brytyjskiej premier Theresy May publicznie sprzeczają się o Brexit. Donoszą o tym media na Wyspach. Chodzi głownie o przyszłe relacje handlowe z Unią Europejską i styl, w jakim Wielka Brytania powinna opuścić Wspólnotę.
Atmosfera osiągnęła taką temperaturę, że odpowiedzialny za finanse minister Philip Hammond publicznie zaapelował, by partyjne przepychanki nie odbywały się wbrew logice ekonomicznej. Zależy mu na wynegocjowaniu z Brukselą okresu przejściowego po Brexicie, w którym brytyjskie firmy mogłyby się przyzwyczaić do nowych warunków współpracy. Tymczasem odpowiedzialny za Brexit minister David Davis natychmiast przypomniał mu, że Wielka Brytania zamierza w 2019 r. opuścić wspólny rynek i unię celna, nie zostawiając firmom pola do manewru. To zdaje się potwierdzać wyrażaną wielokrotnie przez premier Theresę May opinię, że Wielka Brytania gotowa jest odejść od stołu negocjacyjnego, jeśli zaproponowane przez Brukselę porozumienia wyda jej się niekorzystne. W żargonie brexitowym określane jest to mianem cliff-edge Brexit, czyli upadkiem z urwiska. Natychmiastową konsekwencją takiego scenariusza byłoby wprowadzenie 10% taryfy na handel z Unia Europejką.
Minister Hammond jest zwolennikiem miękkiej formy Brexitu, David Davis uchodzi natomiast za radykała. Media komentują także słowa szefa brytyjskiej dyplomacji, Borisa Johnsona , który upiera się, że możliwe jest wyjście z Unii z zachowaniem tych samych praw. Jak powiedział "chce mieć ciastko i je zjeść zarazem".
Johnson znany jest z barwnego jeżyka, który - jak podkreślają komentatorzy -nie zawsze trzyma się logiki. Nawiązując do tej samej metafory, minister finansów pouczył swego kolegę, że sztuka negocjacji polega na dzieleniu tortu w ten sposób, by każdej stronie wydawało się, że otrzymała największy kawałek.
(mn)