​Radosław Sikorski udzielił wywiadu brytyjskiemu dziennikowi "The Guardian", w którym poruszył wiele kwestii dotyczących wojny w Ukrainie. Jedną z nich była reakcja Zachodu na ewentualne użycie przez Rosjan broni jądrowej na terenie Ukrainy. Szef polskiej dyplomacji jest sceptyczny wobec gróźb płynących z Kremla i stwierdził, że odpowiedź Stanów Zjednoczonych byłaby miażdżąca.

REKLAMA

Radosław Sikorski, który w czwartek spotkał się ze swoim brytyjskim odpowiednikiem Davidem Cameronem i wziął udział w konferencji London Defence Conference, przypomniał w opublikowanym w sobotę wywiadzie dla brytyjskiego dziennika "The Guardian", że Polska wydaje na obronność 4 proc. PKB i powiedział, że inne kraje muszą nadrobić zaległości.

Zauważył, że wymaga to reorientacji przemysłu na cele wojskowe, bo jak mówił, w okresie "dywidendy pokojowej i wojen ekspedycyjnych skupiliśmy się na wartościowych, zaawansowanych technologicznie platformach i rodzajach broni, a dopiero teraz odkrywamy na nowo, że tak naprawdę potrzebujemy milionów pocisków". Potrzebne są też duże ilości niezaawansowanych technologicznie rzeczy - dodał.

Pozwoliliśmy na zamknięcie wszystkich tych zakładów produkcyjnych po zakończeniu zimnej wojny. Przekonanie firm do utrzymywania linii produkcyjnych w rezerwie kosztuje. Po prostu nie zapłaciliśmy tych pieniędzy. To była część dywidendy pokojowej. Z perspektywy czasu wygląda to na błąd. To oczywiste, że Europa pozostaje w tyle, a baza obronna, technologiczna i przemysłowa UE cierpi z powodu wieloletniego niedoinwestowania - wyjaśnił.

Zwrócił uwagę, że Rosja wydaje na zbrojenia 40 proc. PKB, a w kompleksie wojskowo-przemysłowym zatrudnia 3,5 mln osób. Tymczasem, jak zauważył, "Europa nie tylko się rozbroiła, ale także zdeindustrializowała się w dziedzinie obronności".

Przyznał, że europejscy producenci broni nadal nie czują, że proces przezbrojenia jest trwały. Firmy mówiły mi: "Czytamy w gazetach, że jest cały ten popyt na uzbrojenie, ale nie dostajemy długoterminowych kontraktów. Jesteśmy odpowiedzialni przed naszymi akcjonariuszami, a jeśli nie mamy 10-letniego kontraktu, nie możemy dokonywać inwestycji". Chodzi więc o zagwarantowanie im, że nie chodzi tylko o jutro, ale o długoterminowe dozbrojenie i zmianę bezpieczeństwa - wyjaśnił.

Potrzebne jest pogłębienie współpracy z Wielką Brytanią

Szef polskiej dyplomacji powiedział, że podczas spotkania z ministrami spraw zagranicznych Francji i Niemiec w środę zostało uzgodnione, że Unia Europejska przyjmie pełniejszą rolę koordynacyjną w sprawie sankcji. Powinniśmy porzucić zasadę jednomyślności w kwestii sankcji. Niektóre z nich były opóźniane przez blokowanie ich przez jedno z państw członkowskich. Ponadto naruszenie sankcji UE powinno być przestępstwem UE, a zatem powinno być ścigane przez prokuraturę europejską - mówił.

Wyraził przekonanie, że gdyby nie brexit, Trójkąt Weimarski rozszerzyłby się do kwartetu i zapewnił, że Polska opowiada się za jak najgłębszym włączeniem Wielkiej Brytanii do struktur bezpieczeństwa i obrony UE, jeśli Wielka Brytania sobie tego życzy. Przekonywał, że współpraca UE i Wielkiej Brytanii w zakresie bezpieczeństwa i obrony musi zostać ożywiona i oparta na bardziej metodycznych działaniach.

Mógłbym sobie wyobrazić Wielką Brytanię jako stałego gościa w Radzie do Spraw Zagranicznych. Mam na myśli, że mogę to sobie wyobrazić. Tak. To, czy Wielka Brytania by tego chciała, to inna sprawa - powiedział.

Odnosząc się do pomysłu pełnego traktatu zagranicznego i obronnego, dodał: "Wasz rząd musi zdecydować, czego chcecie. Myślę, że inicjatywa musi wyjść od was i możecie liczyć na to, że Polska będzie bardzo otwarta na te pomysły". Jako możliwe obszary współpracy wymienił: sformalizowany dialog na temat euroatlantyckiego wymiaru rozwoju zdolności wojskowych, współpracę w dziedzinie sił szybkiego reagowania, w zapobieganiu atakom hybrydowym, cybernetycznym i dezinformacji, a także współpracę przemysłów obronnych.

Trzeba utrzymywać Władimira Putina w niepewności

Radosław Sikorski powiedział również, że Europa musi nauczyć się lepiej grać w grę eskalacyjną, utrzymując Władimira Putina w niepewności co do swoich zamiarów. Deklarując zawsze, jaka jest nasza własna czerwona linia, tylko zachęcamy Moskwę do dostosowywania swoich wrogich działań do naszych stale zmieniających się, narzuconych sobie ograniczeń - wyjaśnił.

Zapytany, czy dopuszczalne jest, aby Ukraina uderzyła w cele wojskowe wewnątrz Rosji, odparł: "Rosjanie uderzają w ukraińską sieć elektryczną, terminale zbożowe, zbiorniki gazu, infrastrukturę cywilną. Rosyjska operacja jest prowadzona z kwatery głównej w Rostowie nad Donem. Poza nieużywaniem broni nuklearnej, Rosja zbytnio się nie ogranicza".

Szef polskiej dyplomacji sceptycznie odniósł się do rosyjskich gróźb użycia broni nuklearnej. Amerykanie powiedzieli Rosjanom, że jeśli odpalicie atomówkę, to nawet jeśli ona nikogo nie zabije, uderzymy we wszystkie wasze pozycje na Ukrainie bronią konwencjonalną, zniszczymy je wszystkie. Myślę, że to wiarygodna groźba - zauważył.