Dwa miesiące to za mało na wyjaśnienie sprawy pijaństwa trzech wysokich rangą warszawskich policjantów podczas wizyty Baracka Obamy w Polsce. Jak dowiedział się reporter RMF FM Grzegorz Kwolek, komenda w Radomiu, która zajmuje się tą sprawą, już planuje przedłużenie postępowania dyscyplinarnego.
Radomscy policjanci twierdzą, że w sprawie pojawiły się nowe okoliczności. Jakie - tego w tej chwili nie mogą ujawnić - usłyszał nasz reporter w mazowieckiej komendzie policji w Radomiu.
Po zakończeniu postępowań będziemy mogli upublicznić ich wynik - podkreśliła w rozmowie z Grzegorzem Kwolkiem rzeczniczka komendy Alicja Śledziona.
Na razie radomska policja ujawnia jedynie, że przesłuchano już wszystkich trzech funkcjonariuszy: naczelnika wydziału terroru kryminalnego, jego zastępcę i naczelnika wydziału zabójstw. Grozi im od nagany do nawet wydalenia ze służby.
Policjanci ci zostali przyłapani pijani w czasie operacji "Jubileusz", czyli zabezpieczenia obchodów rocznicy wyborów z 4 czerwca 1989. Reporter RMF FM Mariusz Piekarski ustalił, że jeden z funkcjonariuszy odpowiadał wówczas za pion rozpoznania miejsc, w których miały odbywać się uroczystości. Przy pytaniach o role kolejnych dwóch funkcjonariuszy Komenda Stołeczna Policji zasłoniła się natomiast tajnością planów i funkcji policjantów podczas operacji "Jubileusz".
Komendant główny policji zapewniał wówczas na konferencji prasowej, że "nie miało to wpływu na przebieg zabezpieczenia". Dopytany jednak przez Mariusza Piekarskiego, czy przyłapani funkcjonariusze pełnili służbę, Marek Działoszyński odpowiedział: "Tak" i przyznał, że policjanci odpowiadali pośrednio m.in. za bezpieczeństwo gości: Tylko przez ten moment, dopóki ich nie przesunięto i nie odwołano.
Z okazji obchodów 25. rocznicy wyborów parlamentarnych z 4 czerwca 1989 roku do Warszawy przyleciało w sumie 51 delegacji, w tym 17 głów państw - m.in. prezydent USA Barack Obama. W operacji "Jubileusz" wzięło udział w sumie 8,5 tysiąca funkcjonariuszy, w tym 7 tysięcy policjantów i 1166 funkcjonariuszy BOR. 70 osób, w tym prezydent USA, miało osobistą ochronę.