Nawet o 15-20 procent podrożeje chleb w ostatnim kwartale tego roku. Powód to słabsze tegoroczne zbiory i wysokie ceny skupu zboża, a w konsekwencji - droższa mąka. Podwyżki odczują zwłaszcza klienci tych sklepów czy piekarni, które do tej pory jeszcze się przed nimi powstrzymywały.
Ten rok był trudny dla polskich rolników - na początku, z powodu mrozów, wielu straciło niemal wszystkie oziminy. Trzeba było wydać pieniądze na zakup nowego ziarna, środków ochronnych czy wreszcie na paliwo przy powtórnych zasiewach. Później figle płatała pogoda. Wcześnie przyszło lato, ruszyła wegetacja, ale przyszły też ulewy i duża wilgotność. Zboże chorowało na choroby grzybowe i jest niższej jakości - przypomina Grzegorz Lisek, rolnik ze Złejwsi Wielkiej w Kujawsko-Pomorskiem. Jak dodaje, zboża jare z natury wydają mniejsze plony od ozimych. W skali kraju tegoroczne zbiory są o około 5-6 proc. mniejsze od ubiegłorocznych.
Zdaniem specjalistów z branży rolno-spożywczej, podwyżki to już tylko kwestia czasu, a przyjdą do nas z Zachodu. W Niemczech już drgnęło, chleb poszedł nieco w górę, a to zawsze jest pewien sygnał dla naszego rynku - mówią. Wszystko dlatego, że punkty skupu wywindowały ceny zbóż do poziomu dotychczas niespotykanego. To efekt m.in. suszy w Stanach Zjednoczonych i sytuacji na światowym rynku.
Utrzymywanie ceny chleba na poziomie 2-2,50 zł za zwykły, tradycyjnie wypieczony bochenek przestaje być możliwe. Do tej pory każdy trzymał cenę, licząc, że upadnie ta lub tamta piekarnia, to się dopiero podniesie. Ale jednocześnie trzeba było redukować ludzi. Ja miałem kiedyś czternastu-piętnastu pracowników, teraz mam dziesięciu - mówi Tomaszewski. I choć w jego piekarni ceny nie zmieniły się od dwóch lat, dziś prorokuje podwyżki.
Nie on jeden. Zdaniem piekarzy dobry, wypieczony tradycyjnie, bez polepszaczy i sztucznych dodatków chleb powinien już kosztować co najmniej 3 złote.
Nic dziwnego, że piekarze zapowiadają podwyżki. Ich zdaniem wyniosą one od 15 do 20 procent na bochenku chleba. Obniżanie cen jest jeszcze możliwe w małych miejscowościach, które stanowią poważną konkurencję dla piekarni w średniej wielkości miastach. Mniejsze gminy to niższe czynsze i opłaty, nierzadko również pracownicy zatrudniani bez żadnych umów. W takich warunkach da się produkować chleb za 1,50 zł, ale jeśli chce się to robić w schludnych warunkach i uczciwie, to jest to niemożliwe - mówi piekarz z Bydgoszczy, który woli zachować anonimowość. I dodaje, że na skutek wzrostu cen mąki, paliwa i energii elektrycznej, w ciągu dwóch lat jego miesięczne koszty wzrosły o kilkanaście tysięcy złotych.
Nic dziwnego, że w Warszawie zwykły, półkilogramowy chleb kosztuje już gdzieniegdzie 4 złote. I wcale nie jest to cena bardzo wygórowana, bo w tym mieście, w wymuskanych sklepikach, chleb potrafi kosztować i kilkanaście złotych. Nie wiem co uzasadnia taką cenę - dziwi się Maciej, który po kilku latach pracy w Warszawie wrócił do Torunia.
Podwyżek wyczekują również właściciele sklepów. To nieuniknione, sam słyszę pytania od odbiorców, kiedy będą podwyżki, o ile i tak dalej, bo oni też się muszą przygotować - mówi Robert Tomaszewski. W sklepach zaś trwa nerwowe oczekiwanie, bo klienci, którzy widzą, że nie kupią już chleba za mniej niż 2 złote, tracą często ochotę na inne zakupy. Myślę, że 2 złote za bochenek to taka psychologiczna bariera. Po jej przekroczeniu do wielu osób dociera, że powoli przestaje być ich stać na życie - wzdycha Jadwiga, sprzedawczyni w jednym ze sklepów w Toruniu.
Zdaniem piekarzy, taka cena w sklepach w średniej wielkości miastach jeszcze w tym roku przestanie być osiągalna.