Historia otrucia bułgarskiego producenta broni mogłaby stać się materiałem na scenariusz filmu sensacyjnego. W tle historii jest walka o duże pieniądze, oligarchowie, rosyjskie służby i nieznane substancje. Sprawą po latach zainteresowała się brytyjska prokuratura, gdyż wiele wskazuje, że udział w niej mogli mieć agenci GRU, którzy stoją z atakiem na Siergieja Skripala i jego córkę.
W kwietniu 2015 roku w jednym z hoteli w Sofii właściciel firmy zbrojeniowej Emco Emilian Gebrew traci przytomność. Szybko zostaje zawieziony do szpitala. Do placówek medycznych trafiają także jego syn Hristo i współpracownik Walentin Taczcziew. U wszystkich podejrzewa się zatrucie. Lekarzom udaje się ocalić trójkę mężczyzn.
Choć Gebrew jest postacią publiczną mającą wielu wrogów, sprawa nie zostaje powierzona wywiadowi, agencji bezpieczeństwa czy specjalistycznej prokuraturze. Zamiast tego śledztwo wszczyna policja w Sofii. Funkcjonariuszom przez rok nie udaje się niczego ustalić i umarzają dochodzenie.
Gebrew jest zdania, że bułgarska szara eminencja wypowiedziała mu wojnę. Twierdzi, że chcą przejąć jego firmy. Uważa, że ze względu na prorosyjskie sympatie, może to być też zemsta za dostarczanie broni Ukrainie przez jego przedsiębiorstwa.
Biznesmen na własną rękę próbuje wyjaśnić sprawę zamachu na swoje życie. Kontaktuje się z dwoma laboratoriami w Europie, by wyjaśnić czym został otruty. Próbki trafiają do fińskiej placówki, która po miesiącu przesyła raport. Jak informuje bułgarski portal "Capital", z pisma wynika, że trucizną mogły być pestycydy, natomiast nie znaleziono "substancji chemicznych zakazanych przez konwencję o broni chemicznej". Pojawia się jednak jeden środek, chociaż nie zabroniony, to kontrolowany przez konwencję - chodzi o Amiton, silny insektycyd i prekursor środka paralityczno-drgawkowego VX. Jest to więc substancja "spokrewniona" z nowiczokiem. Nieznane są przypadku użycia Amitonu jako broni chemicznej, choć byłoby to możliwe. Według niektórych doniesień spore zapasy środka posiada armia Korei Północnej.
Sprawą zainteresowały się brytyjskie służby, ale specjalną uwagę zwróciły dopiero w 2018 roku - gdy w Salisbury otruto Siergieja Skripala i jego córkę.
Jak informuje "Bellingcat", 24 kwietnia 2015 roku do Bułgarii z Moskwy przylatuje mężczyzna z paszportem wystawionym na nazwisko "Siergiej Fiedotow". Jego wizyta miała trwać tydzień - miał bilet powrotny zarezerwowany na 30 kwietnia. Ale na pokładzie samolotu się nie pojawił. Zamiast tego 28 kwietnia melduje się na lotnisku Ataturka w Stambule i kupuje bilet na lot do Moskwy. Tego samego dnia otruty zostaje Gebrew.
Nazwisko Fiedotowa pojawia się w sprawie otrucia Skripalów. Miał pomagać Anatolijowi Czepidze i Aleksandrowi Miszkinowi w przeprowadzeniu zamachu. Według ustaleń mediów 45-letni Fiedotow także jest oficerem GRU.
W listopadzie 2018 roku wyszło także na jaw, że inny oficer GRU Władimir Mosjejew, zamieszany w nieudaną próbę puczu w Czarnogórze w 2016 roku, wielokrotnie podróżował do Bułgarii. Był w kraju m.in. około miesiąca przed próbą morderstwa Gebrewa.
Informacje, że Bułgaria może być bezpiecznym miejscem dla rosyjskich służb nie są czymś zaskakującym. Bułgaria była jednym z czterech krajów Unii Europejskiej, które odmówiły wydalenia rosyjskich dyplomatów w związku z otruciem Skripalów. Premier Bojko Borisow stwierdził, że nie ma rozstrzygających dowodów na to, że Rosja jest w tę sprawę zaangażowana.
Wielokrotnie zarzucano państwowej agencji bezpieczeństwa DANS, że zamiast przeciwdziałać akcjom rosyjskich służb w Bułgarii, tak naprawdę służy ich interesom. Zarzucano im m.in., że przez 10 lat nie zrobiły nic w sprawie Siergieja Adoniewa - rosyjskiego oligarchy, który w 2008 roku w niewyjaśnionych okolicznościach otrzymał bułgarskie obywatelstwo i to mimo powszechnej wiedzy, że miał on wyrok w USA w sprawie prania brudnych pieniędzy.
Smaczku dodaje fakt, że w DANS działają osoby powiązane z prokremlowskim oligarchą z partii tureckiej mniejszości Delianem Peewskim (który sam został w 2013 roku szefem agencji, ale w wyniku kontrowersji szybko odszedł ze stanowiska). To człowiek, który kontroluje większość bułgarskiej prasy i wielokrotnie w parlamencie próbował przepychać prorosyjskie projekty, jak chociażby dotyczące budowy gazociągu South Stream.
Peewski ma także wpływ na bułgarską prokuraturę i - jak sugeruje portal "Capital" - to może być powodem opieszałości śledczych. Dodatkowo, prokurator generalny Sotir Cacarow ma dość ciepłe stosunki ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Jurijem Czajką. Wiosną 2018 roku przedstawiciele bułgarskich śledczych odwiedzili Moskwę na koszt gospodarczy. Jaki był jednak cel tej wizyty? Tego nikt nie chce zdradzić.
Obecnie brytyjskie i bułgarskie służby ogłosiły, że współpracują w sprawie Gebrewa, jednak nie podają konkretów. Wszystkie europejskie partnerskie służby poważnie podchodzą do wszelkich przypuszczeń o wpływach rosyjskich służb w Europie - powiedziała brytyjska ambasador w Sofii Emma Hopkins