Chociaż "przewrót Prigożyna" trwał zaledwie dobę i zakończył się rozejmem między Kremlem a szefem Grupy Wagnera, świat z uwagą będzie obserwował dalsze wydarzenia w Rosji. Szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken twierdzi, że zawirowania w kraju mogą potrwać jeszcze długie miesiące.
W przestrzeni publicznej pojawiły się spekulacje, że ostatnie wydarzenia w Rosji były sprytnie przygotowaną inscenizacją, która ma przekonać Zachód i Ukrainę, że Kreml nie panuje nad wydarzeniami w kraju. Innego zdania jest sekretarz stanu USA Antony Blinken.
Szef amerykańskiej dyplomacji twierdzi, że Prigożyn rzucił bezpośrednie wyzwanie Władimirowi Putinowi. "Rodzi to poważne pytania i świadczy o rzeczywistych pęknięciach" - oznajmił Blinken w telewizji CBS.
W telewizji ABC zaznaczył natomiast, że ze względu na rozproszenie uwagi i podziały między Rosjanami kontynuowanie przez nich działań ofensywnych przeciw Ukrainie może być utrudnione. Jest to jego zdaniem korzystne dla Kijowa.
"Jeszcze za wcześnie, by stwierdzić, jak to się zakończy" - zaznaczył sekretarz stanu USA, podkreślając, że sytuacja stale ewoluuje, ale "już sam fakt, że ktoś od wewnątrz podważył władzę Putina i bezpośrednio zakwestionował powody, dla których rozpoczął on napaść na Ukrainę, jest wiele mówiące".
Sekretarz stanu uważa też, że władze na Kremlu będą zmuszone bronić się przed najemnikami, których same stworzyły.
Blinken ocenia, że zawirowania w Rosji będą trwać, a zagrożenie dla obecnej władzy w Moskwie ze strony Grupy Wagnera jest realne i będzie się utrzymywać jeszcze przynajmniej kilka miesięcy.