Były prezydent USA Bill Clinton przyznał, że jego żona Hillary, kandydatka demokratów na ten urząd, popełniła błąd, jako sekretarz stanu korzystając z prywatnego serwera do korespondencji mailowej. Zaznaczył jednak, że robili tak jej poprzednicy i następca.
Hillary powinna była jednak przewidzieć, że z chwilą, gdy ogłosiła zamiar ubiegania się o prezydenturę, stosowane wobec niej będą inne zasady - podkreślił Bill Clinton. Były szef państwa ocenił, że dyplomatom prowadzącym służbową korespondencję z Hillary Clinton w czasie, gdy stała na czele amerykańskiej dyplomacji (2009-2013), nie przyszło do głowy, że powinni zwracać uwagę na klasyfikację wymienianych wiadomości.
Zaznaczył też, że sprawa ta nie powinna być źródłem nieufności wobec jego żony. Gdyby tak było, przedstawiciele służb związanych z bezpieczeństwem narodowych nie poparliby jej kandydatury - zauważył.
Maile Clinton były przedmiotem śledztwa FBI, ponieważ jako szefowa dyplomacji nie powinna była prowadzić służbowej korespondencji z wykorzystaniem swojego prywatnego serwera. W lipcu prokurator generalna Loretta Lynch zwolniła ją z zarzutu narażenia na szwank tajemnic państwowych. Clinton przyznała w kampanii, że był to błąd z jej strony i za niego przeprosiła. Podkreśliła jednak, że nigdy nie wysłała ani nie otrzymała na prywatny adres maili oznaczonych jako tajne lub poufne, ani nie złamała prawa.
Wewnętrzne rządowe dochodzenie ujawniło jednak, że wiele wysłanych przez nią maili zawierało poufne informacje. Z ogólnej liczby 30 tys. wiadomości, jakie Clinton przekazała w następstwie skandalu do dyspozycji Departamentu Stanu, około 2 tys. zaklasyfikowano po fakcie jako poufne, 65 jako tajne, a 22 jako ściśle tajne.
Sprawa maili, ujawnionych na mocy ustawy o wolności informacji, stała się materiałem do oskarżeń dla prawicowych organizacji oraz rywala Clinton z ramienia republikanów w wyborach prezydenckich, Donalda Trumpa.
(mpw)