Młodzi ludzie z pechowego obozu przetrwania w Bieszczadach zostali sprowadzeni z gór. Akcja ratowników GOPR oraz strażników granicznych była bardzo trudna, trwała kilka godzin.
Na szczęście, skończyło się na niegroźnych odmrożeniach i strachu. Po sprowadzeniu z Bieszczad, 12-osobową grupą, w skład której wchodzili młodzi ludzie w wieku od 15 do 19 lat, oraz ich opiekunami zajęli się lekarze. Zbadali uczestników obozu przetrwania, żeby sprawdzić, czy ewentualnie nie wymagają specjalistycznej opieki w szpitalu. W grę wchodziły m.in. odmrożenia, bo warunki w górach były bardzo trudne. Nawet podczas ewakuacji przeszła potężna burza śnieżna. Po badaniach okazało się, że tylko jedna osoba wymaga hospitalizacji, z powodu odmrożonych stóp. Trafiła do szpitala w Ustrzykach Dolnych. Pozostali uczestnicy obozu, noc spędzą w hotelu w Ustrzykach Górnych. W poniedziałek późnym popołudniem dotarli tam busem podstawionym przez leśników. Instruktorzy z Wrocławia, którzy opiekowali się grupą, cieszą się bardzo dobrą opinią. Są doświadczonymi osobami: od lat przyjeżdżają z młodzieżą w góry. Grupa była też profesjonalnie wyposażona. Ratownicy podkreślają z kolei, że Bieszczady kolejny raz pokazały, że potrafią być groźne.
Pierwsza grupa goprowców dotarła do młodych ludzi jeszcze w poniedziałek przed południem. Młodzież utknęła w okolicy Bukowego Berda. Ratownicy musieli pokonać wielkie zaspy śniegu, bo do akcji z powodu złej pogody nie można było wykorzystać śmigłowca. W takich warunkach pokonanie zaledwie kilometra trasy zajmowało sporo czasu.
Na granicy lasu czekały na uczestników obozu śnieżne skutery gotowe do ewakuacji. W pogotowiu były też maszyny LPR-u i Straży Granicznej. Mogły one jednak wzbić się w powietrze tylko wtedy, jeżeli poprawiłaby się pogoda. Według ratowników, część z turystów skarżyła się na odmrożenia. Inni byli mocno zmarznięci i przemęczeni.
Poszkodowana młodzież pochodzi ze szkoły przetrwania we Wrocławiu. O pomoc poprosili ratowników telefonicznie. Zadzwonili do GOPR po nocy spędzonej na biwaku. Poinformowali, że są przemarznięci i nie są w stanie sami zejść z góry. Potwierdził to jeden z instruktorów wrocławskiej szkoły przetrwania. Silny wiatr porwał dzieciakom namioty. Są przemoczeni i wychłodzeni. Dzieci były bardzo dobrze przygotowane do tego wyjścia - opowiadał w rozmowie z RMF FM Krzysztof Bojda. Wcześniej drugi instruktor, pod opieką którego była młodzież, powiedział nam w krótkiej rozmowie telefonicznej, że podczas wyjazdu egzaminacyjnego, w nocy, grupa się rozproszyła.
W Bieszczadach powyżej górnej granicy lasu leży średnio pół metra śniegu. W poniedziałek, prędkość wiatru dochodziła do 70 km/godz. W górnych partiach Bieszczad obowiązuje drugi stopień zagrożenia lawinowego.