Pan Stanisław żyje bez nóg, bez sprawnej ręki i bez wsparcia osób z zewnątrz. A mimo to samodzielnie wychowuje troje dzieci. Może to dlatego, że imię Stanisław zobowiązuje. Oznacza kogoś, kto ma dokonać wielkich czynów. I ten pięćdziesięcioletni mężczyzna jest tego przykładem. O jednym z jego wielkich czynów czytamy na poduszce w domowym salonie: "Dom jest tam, gdzie tata. Bo tam, gdzie tata, jest miłość".
Jego prawą ręką jest najmłodsza córka Kornelia. Jego oczami i uszami w świecie, do którego ma ograniczony dostęp, są starsze dzieci - 18-letni Oli i 16-letnia Zuza.
W grudniowy Weekend Cudów pan Stanisław "stanął na nogi" - ponieważ doświadczył bezinteresownej dobroci, ciepła i ludzkiej życzliwości od zupełnie obcych osób, które dały całej rodzinie siłę i nadzieję. To właśnie wtedy do ich domu dotarli wolontariusze ze Szlachetnymi Paczkami od anonimowych darczyńców.
Od lat życie pana Stanisława przypomina bieg z przeszkodami - a im dalej, tym trudniej. Do tej pory mężczyzna pokonał niejedną przeszkodę, ale za każdym razem zostawiał za sobą część siebie.
Pierwszą przeszkodą była ciężka choroba. Wyszedł z niej, ale stracił nogę. Potem był udar i amputacja drugiej nogi. Gdy dochodził do siebie, stracił pracę. Kolejna przeszkoda to nawrót choroby. Pokonał ją z pomocą lekarzy, ale utracił władzę w ręce.
Dziś pan Stanisław już nie idzie przez życie taranem - jak wtedy, gdy prowadził pług, ścinał drzewa czy rozwoził chleb o świcie. Gdy był zdrowy, nie bał się żadnego zajęcia. Teraz ma dwie protezy i jeździ na wózku. Rodzina żyje skromnie. Po opłaceniu niezbędnych rachunków pozostaje jej na przeżycie miesiąca 540 zł na osobę.
25 stromych stopni - tyle schodów dzieli parter od 1. piętra, na którym mieszka. Kiedyś pokonywał je bez zastanowienia. Teraz pomysł wyjścia na spacer czy do lekarza uruchamia proces myślowy - jak dostać się na ulicę? Na wózku to niemożliwe. Gdy pan Stanisław musi wyjść, zakłada protezy. Każdy krok to ból, a otwierające się rany wymagają stałej opieki i regularnych opatrunków.
Rodzina marzy o wynajęciu innego mieszkania, które będzie odpowiednie dla osoby z ograniczoną mobilnością. A z tym jest kłopot. Właściciele mieszkań nie chcą ich wynajmować osobom z niepełnosprawnością ruchową.
Pan Stanisław stracił wiele. Wciąż jednak ma najcenniejszy skarb - miłość i wsparcie swoich dzieci. Najstarszy syn przed wyprowadzką zajmował się domem i wykonywał najcięższe obowiązki. Nadal aktywnie pomaga rodzinie. Zuzanna, uczennica liceum, interesuje się wojskiem i wiąże z tym swoją przyszłość. Prawą ręką pana Stanisława jest najmłodsza córka.
12-letnia Kornelia jest niezwykle pomocna i troskliwa, wspiera tatę w codziennych obowiązkach. Mimo trudności finansowych i codziennych wyzwań rodzina trzyma się razem i stara się wzajemnie wspierać. Mają nadzieję, że życie w końcu się ustabilizuje i będzie znacznie lepiej.
W paczkach od darczyńcy, które wolontariusze Szlachetnej Paczki dostarczyli do rodziny, znalazło się wszystko, czego w tamtym czasie najbardziej potrzebowali: ciepła odzież, środki czystości, żywność, pościel, ręczniki, artykuły szkolne. Ale najcenniejszym darem była troska drugiego człowieka i świadomość, że ktoś o nich pomyślał, że nie są sami.
Gdy tylko weszliśmy do rodziny, od razu poczuliśmy wyjątkową atmosferę - wspomina wolontariusz, który odwiedził rodzinę w Weekend Cudów: Na początku dało się wyczuć zaskoczenie, ale z czasem, gdy wnosiliśmy kolejne prezenty, pojawiła się prawdziwa spontaniczna radość. To było coś pięknego. Pan Stanisław cieszył się i przywitał nas z otwartymi rękami. Jego młodsza córka chętnie pomagała nam rozpakowywać wszystkie paczki. Dziewczyna była przeszczęśliwa, gdy zobaczyła plecak z rzeczami do szkoły, a potem jeszcze buty. Powtarzała z zachwytem: Te buty są świetne!
Chwila, w której ojciec zobaczył uśmiech córki i życzliwe gesty wolontariuszy, przypomniała mu, że mimo trudności, wciąż jest otoczony troską innych ludzi.
Pan Stanisław nie potrafił znaleźć słów, by wyrazić swoją wdzięczność. Dziękował nam wielokrotnie, aż trudno było zliczyć, ile razy. Prosił, aby przekazać darczyńcom ogromne podziękowania za wszystko, co dla nich zrobili - nawet za tak prostą rzecz jak szatkownica do warzyw, na którą wcześniej nie mogli sobie pozwolić. To była niesamowicie piękna pomoc - dodaje wolontariusz.