Białoruski reżim coraz ostrzej atakuje słownie Polaków i oskarża o chęć dokonania inwazji. Coraz bardziej realna staje się obawa, że Polacy mieszkający na Białorusi mogą stać się celem represji.

REKLAMA

Podległa Aleksandrowi Łukaszence rządowa telewizja coraz mocniej sączy Białorusinom tego typu propagandę. Widzowie państwowej białoruskiej telewizji mogą usłyszeć, że Polacy przekupują Białorusinów by obalili władzę.

"Znajomi i krewni dzwonią do mnie z zachodu kraju i mówią, że na domach w niektórych przygranicznych wsiach już wywieszane są flagi polskie i litewskie" - obwieścił ludziom szef państwowej reżimowej telewizji Iwan Eismant.


"Problemem jest mniejszość polska, niektórzy Polacy, którzy u nas mieszkają, którzy chcą pozbyć się legalnego prezydenta" - tak dodał gość telewizji.

"Główni redaktorzy polskiej telewizji otwarcie nawołują z ekranu do zajęcia Grodna i całych przygranicznych obwodów" - mówi inny komentujący.

Takie komentarze nie dziwią. W piątek sam Łukaszenka zaczął snuć opowieści o szykowanej inwazji.

Łukaszenka oświadczył, że przemieszczenie amerykańskich samolotów F-16 z Niemiec do Polski stanowiło potencjalne zagrożenie dla Białorusi i było przyczyną postawienia armii białoruskiej w stan gotowości bojowej.

15-20 minut lotu od naszego terytorium. Dla mnie jako głównodowodzącego (dyslokacja F-16) to pytanie. 18 samolotów. Nie wiadomo, w co są uzbrojone. Może to broń jądrowa. Zakładam najgorszy wariant, dlatego musiałem zareagować - powiedział białoruski prezydent, którego cytuje agencja BiełTA.

Po co zaczęli w tym czasie rozmieszczać jednostki NATO przy naszych granicach? Przy samej granicy manewry. Co miałem robić? Też rozmieściłem tam wojska, pół armii postawiłem w gotowości bojowej - dodał Łukaszenka.

Za granicą powinni się uspokoić i wziąć się w garść, pomyśleć, w co może się przekształcić Europa, jeśli Białoruś zapłonie - mówił Łukaszenka.

To pokazuje, że celem represji na Białorusi mogą na nowo stać się mieszkający tam Polacy.

Białoruskie manewry przy zachodniej granicy

Łukaszenka wypowiedział te słowa w dniu rozpoczęcia wielkich wojskowych manewrów przy granicy z Polską i Litwą. Żołnierze ćwiczą głównie na poligonach w pobliżu Grodna.

Białoruskie MON mówi o kompleksowych ćwiczeniach jednostek zmechanizowanych - głównie czołgowych, wojsk powietrzno-desantowych, artylerii, w tym wojsk rakietowych. Oprócz tego szkolą się oddziały inżynieryjne, oddziały zajmujące się obsługą bezzałogowych jednostek latających oraz wywiad elektroniczny. Granice wciąż patroluje białoruskie lotnictwo.


To szkolenie zorganizowane jest z niebywałym rozmachem, jeśli chodzi o udział żołnierzy. MON nie podaje ich liczby, jednak wydał komunikat dla mieszkańców Grodzieńszczyzny o możliwości zablokowania w najbliższych dniach dróg w okolicach w związku ze ściąganiem do obwodu znacznej liczby różnego rodzaju sprzętu i pojazdów wojskowych.

Jak podało MON, celem kontroli, zakończonej manewrami taktycznymi, jest "ocena zdolności i gotowości jednostek wojskowych zgodnie z przeznaczeniem w dynamicznie zmieniających się warunkach, w ciągu dnia i w nocy, jak również doskonalenie umiejętności bojowych".

Wcześniej prezydent Alaksandr Łukaszenka nakazał wzmocnienie sił wojskowych na kierunku grodzieńskim. Uzasadnił to zagrożeniem agresją zewnętrzną ze strony państw NATO, w tym Polski i Litwy. Według białoruskiego prezydenta kraje zachodnie, w tym Polska myślą o zajęciu obwodu grodzieńskiego.

Jesteśmy zdziwieni, rozczarowani i z niepokojem odnotowujemy słowa, które padały z ust prezydenta Białorusi - oświadczył wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz po spotkaniu z ambasadorem Białorusi, który został wyzwany do polskiego MSZ w celu udzielenia wyjaśnień.