"Mam nadzieję, że pojutrze będę mógł wyruszyć w kierunku szczytu" - mówi Andrzej Bargiel w specjalnej relacji dla RMF FM. Zakopiańczyk odpoczywa w bazie i przygotowuje się do ataku na Pik Pobiedy (7439 m n.p.m.) w górach Tienszan. To ostatni z pięciu 7-tysięczników byłego Związku Radzieckiego, którego brakuje mu do skompletowania prestiżowej Śnieżnej Pantery. Wczoraj, po błyskawicznym ataku, Polak zdobył Chan Tengri (7010 m n.p.m.).
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Lekko zmieniła się niekorzystna prognoza pogody na nadchodzące dni, o której jeszcze wczoraj mówił Bargiel w rozmowie przez telefon satelitarny z dziennikarzem RMF FM. Siedzimy w bazie. Na szczęście wczoraj nie spadło dużo śniegu. Na poziomie bazy praktycznie nie sypało, więc to jest dobry prognostyk przed działaniem na Piku Pobiedy - podkreśla nasz skialpinista. Mam nadzieję, że ta pogoda przez najbliższe dni się ustabilizuje i pojutrze będę mógł wyruszyć w kierunku szczytu - dodaje.
Bargiel zdobył już cztery szczyty Śnieżnej Pantery. Zaczął wyprawę od wejścia 16 lipca na Pik Lenina (7134 m n.p.m.). Później, po przenosinach do Tadżykistanu, zdobył Pik Korżeniewskiej (7105 m n.p.m.) i Pik Komunizma (7495 m n.p.m.). Następnie wrócił do Kirgistanu i we wtorek dotarł do bazy na lodowcu Inylczek Południowy. Już w nocy rozpoczął atak szczytowy i wczoraj, o godzinie 7:32 polskiego czasu, zdobył Chan Tengri.
Po przylocie do bazy stwierdziłem, że skoro, z powodu pogody, mam jeszcze przez tydzień w niej siedzieć, to chyba wolę wyjść od razu - komentował decyzję już po powrocie ze szczytu w rozmowie z naszym dziennikarzem. Chan Tengri to taki "kirgiski Matterhorn", tylko jest większy. Ma podobną strukturę, ale jest tutaj zdecydowanie stromiej. Jest sporo założonych poręczówek. Ale było w porządku. Było dość ciepło przez to, że przechodziły chmury i zbierało się na śnieg, więc musiałem tylko starać się stamtąd jak najszybciej pozbierać, żeby zdążyć przed opadem - dodawał.
Bargiel pokonał drogę do bazy na nartach od wysokości 6300 metrów. Poniżej wierzchołka na przeszkodzie stanęła mu mgła. Teraz w pełni skupia się już na wejściu na Pik Pobiedy. Mamy wszystko zorganizowane, więc potrzebna jest tylko pogoda i mam nadzieję się, że w jakimś najbliższym czasie uda się to zrobić i będziemy wracać do domu - dodawał we wczorajszej rozmowie.
Celem 28-latka jest zdobycie Śnieżnej Pantery w rekordowym czasie. Zamierza pobić wyczyn Denisa Urubko z 1999 roku, któremu udało się to zrobić w 42 dni.