Z powodu wycieku tajnych materiałów, które opublikował portal WikiLeaks, amerykańskie bazy danych od dziś są od siebie oddzielone. To oznacza, że np. wojskowy analityk nie będzie miał dostępu do zbioru informacji dyplomatycznych.
Wszystko po to, by w razie kolejnego przecieku wydostały się tylko materiały jednego rodzaju, a nie jak w przypadku ostatniej sprawy dokumenty wojskowe, dyplomatyczne, czy nawet bankowe.
Dodatkowo wprowadzono nowe zasady korzystania z materiałów. Zgodę na ich uzyskanie będzie musiała wydać kolejna osoba.
To jednak nie są docelowe rozwiązania. Amerykanie w trybie pilnym pracują nad zupełnie nowym systemem, który z jednej strony zapewni bazom skuteczną ochronę, z drugiej pozwoli na bezpieczne korzystnie z nich wielu instytucjom.