73 do 5 w procentach poparcia – takie zwycięstwo Hillary Clinton nad Donaldem Trumpem wskazał niedawny sondaż zrobiony przez instytut badania opinii Forsa dla magazynu „Stern”. Badani byli mieszkańcy Niemiec. Poparcie dla kandydatki demokratów jest bezdyskusyjne. Nawet wśród członków Alternatywy dla Niemiec, partii ksenofobicznej rosnącej ostatnio w siłę, programowo najbardziej zbieżnej z kandydatem republikanów. Wyborcy AfD wskazywali Trumpa dwukrotnie rzadziej niż Clinton.
A jednak to właśnie Niemcy mogą przesądzić o zwycięstwie kontrowersyjnego biznesmena. Dokładnie rzecz ujmując języczkiem u wagi są Amerykanie wskazujący na swoje niemieckie pochodzenie.
Przed kilkoma tygodniami amerykański Morning Consult przebadał preferencje wyborcze mieszkańców Stanów Zjednoczonych, pytając ich jednocześnie o pochodzenie. Wśród tych, którzy wskazali przodków w Niemczech, aż 51 proc. zagłosowałoby na Trumpa, jedynie 33 proc. na Clinton. Te 18 punktów procentowych różnicy to największa rozbieżność wśród grup narodowych, choć Trump wygrywa także wśród innych obywateli USA z przodkami w Europie. Tyle że wśród tych pochodzenia irlandzkiego ta przewaga to zaledwie 1 punkt procentowy, wśród angielskich - 6, a włoskich - punktów 11.
Poparcie niemieckich Amerykanów jest bardzo ważne, dlatego że to aż 46 milionów obywateli USA, czyli więcej niż co ósmy mieszkaniec tego kraju. Dodatkowo, choć Donald Trump tego nie podkreśla, a nawet nieco ukrywa, kandydat republikanów należy do tej grupy. Jego dziadkowie Friedrich Trump i Elisabeth Christ wyemigrowali z Kallstadt w Palatynacie, wtedy należącego do Królestwa Bawarii, dziś na zachodzie Niemiec.
Nie wpływa to znacząco na ocenę kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych w kraju jego przodków. Z punktu widzenia współpracy Clinton byłaby dla niemieckich polityków zdecydowanie lepszym partnerem. Przede wszystkim szefowa niemieckiego rządu i pierwsza możliwa kobieta na stanowisku prezydenta USA znają się i cenią.
Clinton jest też dużo bardziej przewidywalna od swojego rywala, nawet jeśli nie we wszystkim jej i niemieckie poglądy są zbieżne.
Clinton uważana jest za jastrzębia w podejściu do konfliktów międzynarodowych, co oznaczałoby, że stonowane stanowisko rządu w Berlinie w kwestii Ukrainy czy Syrii trafiałoby na większy opór niż w przypadku Baracka Obamy. Demokratka będzie też zdecydowania bardziej twarda wobec Władimira Putina, co pokazała jako doradca Obamy.
Według niemieckich ekspertów, wygrana Trumpa oznaczałaby z kolei konieczność wyższych wydatków na obronność, bo pod jego wodzą armia amerykańska bardziej skupiłaby się na bezpośrednich interesach USA niż na wsparciu europejskich partnerów z NATO.
Zwycięstwo republikanina oznaczałoby też większe zagrożenie kryzysem ekonomicznym w Stanach. Ten, zgodnie z cyklem koniunkturalnym, i tak nadciąga, ale pod populistą może być głębszy.
Z Trumpem u władzy trudniej byłoby rozwiązać choćby konflikt w Syrii. Według niemieckich obserwatorów zwycięstwo kandydata republikanów będzie przyzwoleniem dla Putina do jeszcze wyraźniejszego zaangażowania ramię w ramię z prezydentem Assadem, co może być ostatecznym wyrokiem dla np. miasta Aleppo.
Amerykanie niemieckiego pochodzenia to najliczniejsza grupa etniczna w Stanach. Z tej grupy pochodził jednak dotąd tylko jeden prezydent - Dwight David Eisenhower. Kraj jego przodków nie byłby dumny, gdyby drugim na tej liście został Donald John Trump.
(j.)