Najważniejsza impreza na świecie, czyli Igrzyska Olimpijskie zbliżają się wielkimi krokami. Po sezonie halowym widać, że w dobrej formie jest kobieca sztafeta na 400 metrów. Szczególnie błyszczy formą Justyna Święty-Ersetic, która w ostatnich mistrzostwach Polski zdobyła aż 3 złote medale: 2 indywidualnie na 200 i 400 metrów, a 3. dołożyła w sztafecie. O tym jak odwołane halowe mistrzostwa świata zmieniły przygotowania do Igrzysk, a także o tym, czy mamy szanse na medal w Tokio z Aleksandrem Matusińskim trenerem kobiecej sztafety na 400 metrów rozmawiał Wojciech Marczyk z redakcji sportowej RMF FM.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Aleksander Matusiński: Jeżeli nie myślelibyśmy o medalu na Igrzyskach, to nie mamy po co trenować

Wojciech Marczyk, RMF FM: Odwołanie halowych mistrzostw świata mocno skomplikowało terminarz przygotowań? Bo tak naprawdę wypadła najważniejsza impreza sezonu halowego.

Aleksander Matusiński: W zasadnie nie komplikuje, bo i tak mieliśmy zaplanowane starty kontrolne i udział w mistrzostwach Polski. To podbicie i sprawdzenie aktualnej formy, było więc zaplanowane. Tak naprawdę nie było też wiadomo, w jakim składzie wystartujemy w mistrzostwach. Miało się to okazać po pierwszych startach, ale sytuacja sama się nam rozwiązała. Ja w sumie teraz jestem zadowolony, że nie ma mistrzostw świata. Teraz już myślimy tylko o Igrzyskach.

Coś zamiast mistrzostw planujecie? Jakieś zgrupowanie czy indywidualnie każda z dziewczyn będzie się przygotowywała?

Mamy jeszcze 2 zgrupowania. W RPA i w Belek, są to dłuższe 3-tygodniowe wyjazdy. Oprócz tego będzie też kilka mniejszych. Zgrupowanie w RPA odbędzie się w tym samym terminie, czyli po mistrzostwach świata. Dziewczyny dostały teraz po mistrzostwach Polski więcej czasu na odpoczynek.

Imprezą główną bez wątpienia są Igrzyska, podchodzi pan do nich ze spokojem?

Wszystko jest dostosowane pod Igrzyska tym bardziej, że dziewczyny są spełnione, jeżeli chodzi o inne imprezy. Brakuje nam tak naprawdę tylko tego olimpijskiego krążka. A czy jestem spokojny? Na tą chwilę tak. Starty na hali pokazały, że dziewczyny są w dobrej dyspozycji, bo właściwie w pierwszych startach uzyskały minima na mistrzostwa świata. Te oczywiście zostały odwołane, ale to świadczy o poziomie naszych dziewczyn. Dodatkowo Justyna Święty-Ersetic, która wygrała World Indoor Tour. Oprócz tego ma w zasadnie najlepszy wynik na 400 metrów i pobiła rekord Polski o pół sekundy, więc właściwie nic tylko się cieszyć.

To Justyna dzisiaj jest liderką sztafety?

Dla mnie Justyna jest liderką od paru lat. To ona jest mistrzynią Europy. To ona 3 razy startowała w finale mistrzostw świata na hali. Była najwyżej sklasyfikowaną Europejką w tamtym roku na mistrzostwach Świata. Wyniki indywidualne pokazują więc, że trzeba o niej mówić jako o liderce.

Sztafeta pań na 400 metrów od kilku lat jest w światowym i europejskim topie. Zmieniacie coś w przygotowaniach czy idziecie utartym szlakiem, który przenosił efekty i sukcesy?

Przed Igrzyskami nie ma czasu na eksperymenty i zmiany w planie zgrupowań. Robiliśmy to 2 lata temu i rok temu i wygraliśmy to, co jest najlepsze dla tych dziewcząt. Natomiast wiadomo, że drobne korekty muszą być. Plan treningowy musi się zmieniać w zasadzie z roku na rok o 10 proc., tak się mówi. Jak się temu dobrze przyjrzymy, to każdy zawodnik powinien po 10 latach robić zupełnie co innego, niż robił 10 lat wcześniej. Sezon halowy jest też po to, by sprawdzić nowe bodźce, nowe rozwiązania treningowe, ale to nie może być wszystko wywrócone do góry nogami. Musimy iść sprawdzonym sposobem i ewentualnie wprowadzać drobne korekty.

Współpracuje pan już ze sztafetą od lat. Rozumiecie się bez słów? Sposób waszej współpracy przez lata się zmienił. Dziewczyny w końcu to też już są doświadczone zawodniczki.

Na pewno dotarliśmy się przez te wszystkie lata. Natomiast to są kobiety. Mają różne dni, zresztą ja tak samo - w różnym humorze przychodzę na trening. Mniej więcej wiemy, na ile możemy sobie pozwolić, w którym momencie przycisnąć, czy w którym odpuścić. Najważniejsze jest to, że dziewczyny dobrze znają swoje organizmy. Same wiedzą, kiedy zrobić lepszy trening, kiedy odpuścić. Nie da się na każdy iść z maksymalnym nastawianiem. Psychika by tego nie wytrzymała, a organizm też ma ograniczone możliwości regeneracji. Cały czas jednak dowiadujemy się o sobie czegoś nowego.

Jest pan trenerem klubu AZS AWF Katowice. Nie ma pan wrażenia, że uczelnia wyrasta na lekkoatletyczną potęgę w skali kraju?

Nie boję się tego powiedzieć, że mamy najsilniejszą sekcję lekkiej atletyki w Polsce. Nie będę wymieniał już nazwisk, ale myślę, że inne sekcje i kluby nam tego zazdroszczą. To jest zasługa pozytywnego klimatu w klubie, który jest tworzony przez dr. Nowaka i rektora Adama Zająca. Myślę, że jak powstanie hala w Katowicach, to ten klub będzie jeszcze silniejszy i ten klub będzie wizytówką sportową na całą Polskę.

Bez wątpienia na brak wyników od kilku lat w lekkiej atletyce nie możemy narzekać, ale kiedyś to pokolenie zakończy kariery. Czy mamy następców? Jak pan patrzy na swoje dyscypliny?

Ja widzę następczynie. Akurat zawodniczki, które teraz są na topie, nie są jakoś specjalnie super utalentowane. One doszły do swoich wyników bardzo ciężką pracą. One pokazują też młodszym zawodnikom, które są bardziej utalentowane, że można z najlepszymi na świecie walczyć jak równy z równym. To jest doskonała motywacja. Widać, że zawodniczki garną się do biegania na 400 metrów - te młode. One przechodzą z biegania na 100 na 200 do 400 metrów. Zdobywamy medale młodzieżowych mistrzostw Europy w sztafecie. Teraz zdobyliśmy medal mistrzostw Europy juniorek. Myślę, że będzie z kogo wybrać jak już te dziewczyny, które teraz są na topie, zakończą karierę. A nie są jeszcze tak do końca wiekowe, bo mają po 28-29 lat, więc tak naprawdę do przyszłych Igrzysk mogłyby trenować, jeżeli tylko by chciały.

Koronawirus mocno wpływa też na życie sportowe. Odwołano halowe lekkoatletyczne mistrzostwa świata. Patrzycie na to, co się dzieje z obawami, bo z jego powodu mogą się też nie odbyć Igrzyska Olimpijskie?

W kontekście Igrzysk jesteśmy na pewno pełni obaw. Z klimatem, ze zmianą czasu sobie na pewno poradzimy, bo robiliśmy to już wiele razy. Na razie jednak Igrzyska w moim odczuciu są mocno zagrożone. Świat na razie nad tym nie panuje. Mam nadzieję, że zostanie znaleziona szczepionka albo wirus zostanie wyhamowany i Igrzyska się odbędą. Bardzo mocno na nie czekamy i się zbroimy.

A ma pan takie poczucie, że lekkoatletyka teraz w naszym kraju cieszy się ogromny zainteresowaniem? Bo mam wrażenie, że kilkanaście lat temu kiedy brakowało sukcesów to o "lekkiej" mówiło się mało, dziś zawodnicy są mocno rozpoznawani.

Na pewno jest bardziej popularna. Widać to też, jak trenujemy na zgrupowaniach w Polsce. Są zdjęcia z dziewczynami i ich autografy. Jest to fajne, tym bardziej, że żadna z zawodniczek nie robi tego dla siebie, a robi się to też dla kibiców. Widać to zainteresowanie też po pełnych stadionach. Myślę, że Copernicus Cup to najlepszy mityng na świecie. Hala zawsze jest wypełniona po brzegi. Nie można kupić biletów. Popularnością piłki nożnej na pewno nie przebijemy, ale jesteśmy w czołówce i na to zasługujemy, bo zawodnicy odpłacają się wspaniałymi wynikami. Myślę, że jeżeli chodzi o osiągnięcia sportowe, to jesteśmy najlepszym sportem w Polsce.

Dziewczyny są w światowej czołówce, ale czy medal na Igrzyskach jest realny?

Jeżeli nie myślelibyśmy o medalu, to nie mamy po co trenować. My znamy swoją wartość. Wiemy, na co nas stać. Zobaczymy, jak zostaną przygotowane inne sztafety. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po naszej myśli i dopisze zdrowie w przygotowaniach oraz oczywiście, że Igrzyska się odbędą. Tych składowych jest więc kilka, ale mam nadzieję, że wszystkie zostaną spełnione i w sierpniu przyjedziemy z Tokio z medalem.