W operację uwolnienia polskich dziennikarzy w Syrii zaangażowanych było kilkudziesięciu funkcjonariuszy i agentów polskich tajnych służb - ustalili reporterzy RMF FM. Dziennikarz Marcin Mamoń i operator Tomasz Głowacki zostali uwolnieni w Wigilię. Wczoraj wrócili do Polski.

REKLAMA

15 listopada dwójka polskich dziennikarzy wyjechała przez Turcję do Syrii. Udało im się dotrzeć do stolicy, Damaszku.

Tam ślad po nich zaginął. Po kilka dniach ich rodziny i służby zorientowały się, że brak kontaktu oznacza, iż zostali porwani.

Z naszych ustaleń wynika, że byli przetrzymywani w areszcie domowym, w przyzwoitych warunkach. Mieli co jeść. Nie byli bici, ani nawet przesłuchiwani.

Przez telefon udało im się nawiązać kontakt z Polską.

Do akcji wkroczyli nasi dyplomaci oraz tajne służby. Operacją miał zarządzać koordynator specsłużb, minister Mariusz Kamiński.

Na miejscu, w Syrii nasi funkcjonariusze negocjowali z porywaczami i w nocy z 23 na 24 grudnia doprowadzili do uwolnienia Polaków oraz przerzucenia ich do kraju.

Śledztwo w sprawie porwania polskich dziennikarzy przez terrorystów w Syrii wszczęła krakowska prokuratura. Śledztwo ma charakter niejawny, więc nie mogę o nim zbyt dużo powiedzieć - powiedział Piotr Kosmaty, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.

Mężczyźni realizowali tam materiał o tzw. Państwie Islamskim na zlecenie amerykańskiego producenta.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

(j.)