Prezydencka propozycja byłaby nową formą eutanazji – uważa przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki.
Z uznaniem przyjąłem decyzję Trybunału Konstytucyjnego uznającą aborcję eugeniczną za niezgodną z konstytucją. Decyzja ta potwierdza bowiem, że koncepcja "życia niewartego życia" stoi w jaskrawej sprzeczności z zasadą demokratycznego państwa prawa. Życie każdego człowieka od momentu poczęcia do naturalnej śmierci przedstawia przed Bogiem taką samą wartość i powinno być w takim samym stopniu chronione przez państwo. Zaś człowiek prawego sumienia nie może odmawiać prawa do życia komukolwiek, zwłaszcza z powodu jego choroby. Brak publikacji decyzji TK prowadzi jednak do wielu znaków zapytania - powiedział Gądecki w wywiadzie udzielonym Katolickiej Agencji Informacyjnej, opublikowanym w "Rzeczpospolitej".
Gądecki był pytany, czy katolik może poprzeć projekt prezydenta Andrzeja Dudy, który zakłada, że aborcja może być dokonana, gdy "badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na wysokie prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się martwe albo obarczone nieuleczalną chorobą lub wadą prowadzącą niechybnie i bezpośrednio do śmierci dziecka".
Niestety, nie może. Prezydencka propozycja byłaby nową formą eutanazji, która selekcjonuje osoby ze względu na możliwość przeżycia. Tym razem przypadki aborcji wynikające z przesłanki eugenicznej zostaną podciągnięte pod nowy przepis - prawdopodobnie z wyjątkiem dzieci z zespołem Downa - i wszystko pozostanie w tym samym punkcie - odpowiedział arcybiskup.
Na razie rząd nie zamierza drukować wyroku TK ws. aborcji - ustalił dziennikarz RMF FM. Patryk Michalski dowiedział się też, że prezydencki projekt ustawy w sprawie prawa aborcyjnego na razie nie ma poparcia większości nawet w klubie PiS-u.
Przegrane głosowanie byłoby dla partii rządzącej kolejnym ciosem, dlatego - jak mówią informatorzy dziennikarza RMF FM - w najbliższym czasie nie należy spodziewać się skutecznej nowelizacji prawa aborcyjnego.
"Nicnierobienie" jest dla nas najlepszym rozwiązaniem - mówią nieoficjalnie politycy PiS-u. Twierdzą, że strategia już zaczyna działać, bo według nich na ulicach widać coraz mniejszą mobilizację. Posiedzenie Sejmu zostało przełożone na za dwa tygodnie, co też w tym kontekście ma znaczenie.
"Z czasem coraz więcej "normalsów" będzie zniechęconych" - dodaje inny polityk, który przewiduje narastające konflikty wśród protestujących.
Choć w teorii, wyrok Trybunału powinien być opublikowany niezwłocznie, to rządzący się tym nie przejmują. Przypominają, że Beata Szydło nie publikowała wyroków przez wiele miesięcy. "Kiedyś opublikujemy" - usłyszał Patryk Michalski w PiS-ie. Kiedy? Tego nie wiadomo.
Niepublikowanie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego jest rażącym łamaniem konstytucji, za które odpowiada premier - mówi w RMF FM konstytucjonalista profesor Ryszard Piotrowski. Zgodnie z informacją na stronie Rządowego Centrum Legislacji, orzeczenie TK powinno było zostać opublikowany najpóźniej 2 listopada, ale tak się dotąd nie stało.
Jeśli obecny rząd traktuje ten organ nazywany trybunałem tak, jak zasługuje na to trybunał, to nie może nie ogłosić orzeczenia - mówi dziennikarzowi RMF FM konstytucjonalista prof. Ryszard Piotrowski.
Zdaniem prof. Piotrowskiego niepublikowanie orzeczenia powoduje niedopuszczalną niepewność obywateli i lekarzy. Co jeśli publikacja pojawi się w trakcie trwania zabiegu? Jak sprawę potraktują prokuratorzy? Tego nie wiemy, ale tak nie może działać władza w demokratycznym państwie prawa - podkreśla prof. Piotrowski.
Co więcej, niepublikowanie wyroku zamyka formalną możliwość pracy nad nowelizacją prawa aborcyjnego autorstwa prezydenta. Przesłanką uchwalenia projektu prezydenckiego powinno być wcześniejsze ogłoszenie wyroku. Jeśli wyrok nie zostanie ogłoszony, będziemy mieli w ustawie dwa wykluczające się przepisy - podkreśla prof. Piotrowski.
Konsekwencją niepublikowania wyroku - teoretycznie - może być Trybunał Stanu dla szefa rządu. W praktyce to jednak w najbliższych latach niemożliwe.
Protesty przeciwników zaostrzania prawa aborcyjnego trwają od blisko dwóch tygodni. 22 października Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r. zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją.
Obowiązująca od 1993 r. Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży zezwala na dokonanie aborcji w trzech przypadkach. Jednym z nich jest właśnie duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu; pozostałe to sytuacja, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety lub gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.
W 9. dniu protestów prezydent złożył w Sejmie projekt, który miałby dostosować przepisy aborcyjne do wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Andrzej Duda proponuje w nim możliwość przerwania ciąży, gdy "badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na wysokie prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się martwe albo obarczone nieuleczalną chorobą lub wadą, prowadzącą niechybnie i bezpośrednio do śmierci dziecka, bez względu na zastosowane działania terapeutyczne".