W skokach narciarskich częściej niż w większości innych dyscyplin mówimy o kombinezonach. Może jeszcze w pływaniu i łyżwiarstwie szybkim stroje budzą tak dużo kontrowersji. W kolejnej części przewodnika po skokach narciarskich, przygotowanego wraz z ekspertami Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, rozmawiamy o tym, w czym kombinezon może pomóc i dlaczego może być przyczyną dyskwalifikacji. Piotr Krężałek i Rafał Kot ujawniają też, jak dobiera się narty i który z polskich skoczków najchętniej testuje nowe wiązania.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim i Tomaszem Staniszewskim współpracujący z kadrą polskich skoczków biomechanik z AWF w Krakowie Piotr Krężałek i były fizjoterapeuta kadry Rafał Kot mówią też o tajemnicach wagi skoczków, indeksie masy ciała i wpływie tych wartości na dobór nart. Zaczynamy jednak od odpowiedzi na pytanie o ogólne znaczenie technologii i sprzętu dla wyników na skoczniach.

Piotr Krężałek: Technologia wpływa oczywiście na każdą fazę skoku, natomiast w fazie lotu zawodnik niewiele już może zrobić. Pracując tylko własnymi mięśniami, może lekko modyfikować kąt natarcia i to jest właściwie wszystko. Wtedy istotne znaczenie ma to, co zawodnik ma na sobie, jaka jest powierzchnia nośna. Ta powierzchnia zależy oczywiście od jego pozycji, ale modyfikacje pozycji, jeśli chodzi o tak zwaną optymalność aerodynamiczną, mają swoje granice i dobry zawodnik zwykle tę granicę osiąga. Przynajmniej jeśli chodzi o rozstawienie nart. Tu są jeszcze pewne możliwości ze względu na rotację nart względem ich osi. Pomocne są te skrzywione bolce w wiązaniach, które pozwalają zawodnikowi prowadzić nartę trochę bardziej płasko.

Grzegorz Jasiński: To są te wiązania, które jako pierwszy wprowadził Simon Amman.

Piotr Krężałek: Teraz już przeszły modyfikacje. Jeśli wiązanie byłoby proste, narta musiałaby być prowadzona pod kątem, rzut na powierzchnię poziomą byłby mniejszy. Skrzywienie wiązania umożliwia prowadzenie narty nieco bardziej płasko.

Rafał Kot: Te wiązania rzeczywiście pojawiły się jako nowatorskie u Simona Ammana na igrzyskach w Vancouver. To była głośna sprawa, bo Austriacy chcieli je oprotestować. Potem Amman zdobył złote medale i nikt nie ośmielił się tego u złotego medalisty kwestionować. W każdym razie trener Pointner zagryzał zęby strasznie. Jeśli chodzi o kombinezony, to technologia ciągle idzie naprzód, kombinezony składają się z kilku warstw, to nie jest tylko - jak się wydaje - gąbeczka. Tam jest wiele warstw, które muszą spełniać normy FIS co do rodzaju materiału i przede wszystkim jego przepuszczalności. Jest taka specjalna maszyna, gdzie się zapina rękaw, nogawkę czy kombinezon na klatce piersiowej lub plecach, przepuszcza się powietrze i otrzymuje odpowiednią wartość tej przepuszczalności. Jeśli jest ponad 40 litrów na metr kwadratowy na sekundę, kombinezon jest dopuszczany. Poniżej 40 nie. Dopuszczony kombinezon otrzymuje odpowiednie plomby. Oprócz tego badane są obwody, krój kombinezonu. Zawodnicy mówią, że są kombinezony "szybkie" i "wolne". Mówią, że niektóre kombinezony są z takiego materiału, że się szybciej najeżdża, szybciej się przelatuje nad tą bulą. Są też inne, wolniejsze, ale za to później lepiej "trzymają", ułatwiają przejście z pierwszej do drugiej fazy lotu, gdzie nośność jest najważniejsza. Tu istotny jest styl zawodników - są tacy, którzy wolą szybciej najechać, przelecieć przez bulę, są tacy, którzy wolą, by ich potem "przytrzymywało". I mówią, że są materiały szybkie i wolniejsze. Niektórzy mówią nawet, że niektóre kolory są szybkie albo wolniejsze, ale w to nie wierzę.

Grzegorz Jasiński: Ale i jedne, i drugie kombinezony muszą być zgodne z przepisami.

Rafał Kot: Tak jest, muszą być zgodne z przepisami. Kombinezon przechodzi jakby dwie fazy kontroli. Gdy jest nowo uszyty, musi być dopuszczony do użycia w zawodach rangi FIS, Pucharze Świata, igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata - musi dostać plombę. Tym zajmuje się kontroler sprzętu FIS Sepp Gratzer. Do niego się idzie, on ten kombinezon sprawdza - czy materiał, warstwy, krój, przepuszczalność się zgadzają. Jeśli się zgadzają, daje plombę. Ale to nie wszystko. Zawodnik ten kombinezon wkłada, niby ma plomby, niby krój się zgadza, skacze, a pan Gratzer przychodzi i prosi na kontrolę obwodów. I tu niestety, gdy jest za dużo, następuje dyskwalifikacja. O co chodzi? Już od poprzedniego sezonu zostały wprowadzone kombinezony bardziej ciasne, ta tolerancja obwodów jest dużo mniejsza. Dawniej było przykładowo w obwodzie plus 6 cm, teraz jest plus 2 cm, w niektórych miejscach plus 4. Poprzednio, gdy kombinezon był sprawdzony i zaplombowany, gdy obwody były w porządku, zawodnik mógł skakać w nim długo, aż go zużył. Teraz na pierwszych zawodach może być dobrze, ale na trzecich może zdarzyć się dyskwalifikacja. Mieliśmy tak nawet wśród naszych zawodników. Materiał po prostu się rozciąga, a tolerancja jest mniejsza. To oznacza większe koszty. Dawniej na sezon wystarczało 4-6 kombinezonów, dodatkowe były na skocznie mamucie. W tej chwili mnożymy to co najmniej razy dwa...

Grzegorz Jasiński: Długie, ciężkie narty i ten drobny, wątły skoczek to jest mieszanina piorunująca. Czy skoczkowie mają pewność, że wiązania, których używają, są absolutnie bezpieczne?

Rafał Kot: Wiązania, które funkcjonują już jakiś czas, są cały czas przez producenta udoskonalane, także pod względem bezpieczeństwa. Skoczek musi być ich pewny, przewrotka może kończyć się tragicznie, ciężkimi kontuzjami. Gdy wchodzą nowe wiązania, to one nigdy takie do końca pewne nie są. Mało jest odważnych, którzy od razu chcieliby je testować. Wolą, by ktoś inny zobaczył. U nas mamy wyjątek: Piotrka Żyłę, który przetestował wszystko, co możliwe.

Ze względów bezpieczeństwa z tyłu buta zawodnicy mają dodatkowe zabezpieczenie, tak zwany sznurek - na wszelki wypadek: gdyby coś się wypięło, on może przytrzymać nartę. Ostatnio pojawiła się zaś nowość, jeśli chodzi o wiązania z przodu. Do tej pory było tak, że przód buta - taki występ z tworzywa - wchodził w wiązanie i się go zapinało. Teraz jest trochę inaczej. Na początku sezonu letniego niemiecki skoczek Andreas Wank skakał świetnie - i ciągle się przewracał. Skakał w najnowszych wiązaniach, które mają z przodu inne miejsca zapięcia. To nie było do końca bezpieczne, nie zawsze mu wypinało buta. Nie mógł sobie też poradzić, bo trochę inny był środek ciężkości - nie na przodzie buta, tylko jakby pod śródstopiem. Potem Niemcy od tego odeszli. Nasi zawodnicy też to testowali. Jednym się to bardziej podobało, innym mniej.

Piotr Krężałek: Jest jeszcze pewna modyfikacja, o której jednak nie chcemy teraz mówić...

Rafał Kot: Każda ekipa chce wnieść jakieś nowinki, to ma czasem znaczenie psychologiczne. Ale nie wszystkie nowinki od razu są bezpieczne. One muszą okrzepnąć, zawodnicy muszą się przestawić, mają pewne opory, muszą się przyzwyczaić.

Grzegorz Jasiński: Zawodnik pamięta, żeby jeszcze na belce sprawdzić sobie te tyły...

Rafał Kot: Te kostki, te sznurki, te bolce - wszystko musi działać. Nie ma zawodnika, który siądzie na belkę i nie spojrzy jeszcze na te tyły, czy tam wszystko jest w porządku. Dotknie - i ma wolną głowę.

Grzegorz Jasiński: Jak zawodnicy dobierają długość nart, co tu ma znaczenie?

Tomasz Staniszewski: Czy to jest norma, że to jest 145 procent wzrostu?

Piotr Krężałek: To jest pewien procent wzrostu zawodnika, o ile zawodnik ma BMI (indeks masy ciała) odpowiedniej wartości. Jeśli zawodnik ma BMI niższe niż 21 - a BMI to jest stosunek masy w kilogramach do kwadratu wzrostu w metrach - to są pewne tabele, które pozwalają obliczyć, jaką długość nart powinien mieć.

Rafał Kot: Tak jest najwygodniej, każdy spojrzy i wie, o co chodzi.

Piotr Krężałek: Możemy się zresztą pochwalić, że FIS przyjął tabele naszego autorstwa. Po zmianie przepisów każdy z krajowych związków wnioskował, jakie tabele by sobie życzył, myśmy ustawili wedle naszego uznania i te nasze tabele zostały przyjęte.

Grzegorz Jasiński: One dają zawodnikowi jakieś pole manewru, jakiś margines, parę centymetrów w jedną lub drugą stronę, czy tu są już konkretne wartości?

Piotr Krężałek: Mniej więcej co 0,3-0,4 kilograma długość nart zmienia się o centymetr.

Rafał Kot: I teraz kolejny ważny temat, który trzeba poruszyć: waga zawodnika. Bardzo ważne jest utrzymanie stabilnej wagi i co za tym idzie: stabilnego BMI. Jeśli przed sezonem dobieramy długość nart dla danego zawodnika, to tego staramy się trzymać. Pracujemy nad automatyzmem skoku, powtarzalnością, a więc i długość nart musi być zachowana. Waga nie może się zmieniać. Nie może być tak, że dziś ważę 5 kilo więcej i wezmę sobie dłuższe narty, a za miesiąc schudnę i wezmę narty o 5 centymetrów krótsze. To zaburza całkowicie ten automatyzm, tę powtarzalność, to, co zawodnik stara się przez treningi perfekcyjnie wypracować.

Jeśli chodzi o wagę, zawodnicy dzielą się na dwie grupy. Pierwsza z nich to ci, którzy muszą się bardzo pilnować, bo mają skłonności do przybierania na wadze. Chcąc być w czołówce, muszą trzymać dietę, muszą się poświęcić, muszą się co 2-3 dni ważyć. Przykładem zawodników drugiej grupy jest Kamil Stoch, który może zjeść trzy golonki dziennie, hamburgery, pizzę - nie polecam, ale taka jest prawda - i na wadze nie przybiera. Organizm spala to wszystko tak, że ta waga nie rośnie, wręcz przeciwnie - czasem ma problemy z niedowagą. W Klingenthal Gratzer raz go zdyskwalifikował, bo brakło 200 gramów. Gwoli ścisłości, dyskwalifikują za przekroczenie o 100 gramów. Do 100 gramów mogą być wahania, powyżej nie.

Grzegorz Jasiński: Takiego manewru, jaki znamy z boksu czy ciężarów, czyli odwadniania się w ostatniej chwili się nie stosuje...

Rafał Kot: Jedyny doping, jaki bywał stosowany w skokach narciarskich, to właśnie preparaty ułatwiające pozbycie się wody. Niczego innego właściwie nie da się wymyślić, żeby dalej skoczyć. Przyłapano kiedyś Rosjanina Wasiliewa - za bardzo przytył i chciał pozbyć się wody, zażył furosemid, środek moczopędny. To jest niedozwolone. Większych problemów z dopingiem w skokach nie pamiętam.

Ciąg dalszy nastąpi...