Mija pięć lat od pamiętnego piątkowego popołudnia, kiedy Anders Breivik wysadził ładunki wybuchowe w rządowej dzielnicy w Oslo, a następnie strzelał do bezbronnych ludzi na niewielkiej wyspie Utoya. Zginęło 77 osób, w większości młodych ludzi, biorących udział w letnim obozie młodzieżówki socjaldemokratów.
Terrorysta odsiaduje karę 21 lat więzienia i najprawdopodobniej nigdy nie wyjdzie na wolność. Norweskie władze rozprawiły się z jego działalnością, ale nie z jego poglądami - pisze dziś "Allehanda".
Manifest Breivika nadal żyje. Nawet jeśli niewielu otwarcie wyraża swoje poparcie dla jego poglądów, nienawiść wobec innych kultur i otwartości polityków jest silniejsza niż pięć lat temu - dodaje gazeta.
Breivik postrzegany jest jako pojedynczy szaleniec, który sam obmyślił i przeprowadził zamach. Ale czym różni się od dzisiejszych dżihadystów - stawia pytanie "Allehanda".
Dziennik "Expressen" idzie o krok dalej. Breivik wierzył, że jego krwawy atak skierowany przeciwko norweskiemu społeczeństwu będzie inspiracją dla nacjonalistów, doprowadzi do rewolucji, a w konsekwencji wyrzucenia muzułmanów z kraju, a z czasem z całej Europy.
Nie można jednak zaprzeczyć - pisze dalej publicystka gazety - że idee przeciwników Eurabii (od połączenia dwóch słów Europa i Arabia - red.) są wśród Norwegów bardzo silne. Nawet ludzie wykształceni i zajmujący wysokie stanowiska wyrażają obawy, że Norwegia jest na najlepszej drodze do tego, by zostać zaanektowana przez muzułmanów. Mimo że wyznawcy islamu stanowią zaledwie kilka procent społeczeństwa.
Po tym jak Anders Breivik pozwał państwo norweskie za łamanie praw człowieka, w mediach społecznościowych wielu Norwegów wyrażało swoje oburzenie jego zachowaniem i wzywało do wyrzucenia do morza kluczy do drzwi jego celi. Równocześnie wielu innych twierdziło, że są dumni z tego, iż morderca dziesiątek ludzi ma odwagę walczyć o swoje prawa, które w państwie demokratycznym mu się należą.
Ewentualne wyrzuty sumienia wielu Norwegów uciszają wiadomości o zamachach terrorystów islamskich w Paryżu, Brukseli, Orlando, Nicei, Bejrucie czy Bagdadzie. Ataki często przeprowadzane przez urodzonych i wychowanych w Europie muzułmanów, którzy przysięgli wierność Państwu Islamskiego.
Równocześnie internet zalewają zdjęcia z pochodów młodych ludzi maszerujących z wyciągniętymi w nazistowskim pozdrowieniu ramionami ulicami Budapesztu, Aten czy Moskwy. I tylko nieliczni Norwedzy mają dziś odwagę zmierzyć się z duchami nierozliczonej przeszłości lat 30. ubiegłego stulecia.