Od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę zginęło 109 dzieci. Ponad 130 zostało rannych. Dziś liczba uchodźców, którzy wjechali do Polski przekroczyła 2 mln. Większość z nich to matki z dziećmi. Los jednej z takich małych uciekinierek stał się inspiracją dla najnowszej okładki magazynu „Time”.
The resilience of Ukraine https://t.co/mP7daYlatM pic.twitter.com/7EIqQnC4NL
TIME17 marca 2022
5-letnia Waleria pochodzi z Krzywego Rogu, miasta w środkowej Ukrainie. Jej zdjęcie znalazło się na gigantycznym banerze, który rozwinęli uczestnicy antywojennej demonstracji 14 marca we Lwowie. Widać na nim uśmiechniętą małą, beztroską dziewczynkę.
Magazyn "Time" skontaktował się z Walerią i jej mamą, Taisiią. Obie wyjechały z Ukrainy. Są teraz w Polsce.
Gdy ktoś pozna Walerię, może myśleć, że jest nieśmiała. Ale to pozory. W domu to ona dowodzi - zaznacza matka 5-latki. Podkreśla, że jej córka uwielbia te same rzeczy, jak większość dziewczynek w jej wieku na całym świecie. Ma ukochaną maskotkę królika, lalkę Elsy z "Krainy lodu". W domu zostawiła ulubiony różowy plecak.
Jednym z największych marzeń dziewczynki jest pójść do szkoły 1 września. Nie wie jednak, czy uda się jej zacząć rok szkolny w ojczyźnie.
Art by @JRart; Valeriia photograph by Artem Iurchenko; animation by @BrobelDesign.Read more https://t.co/mP7daYlatM
TIME17 marca 2022
Waleria i jej mama uciekły do Polski 9 marca. Jak mówi kobieta, do końca nie docierało do nich, że wojna się zacznie. Obudziłyśmy się 24 lutego i dowiedziałam się, że okupanci zaczęli bombardować nasze bazy wojskowe - opowiada.
Pomyślałam o mojej córce. Wiedziałam, że dla jej bezpieczeństwa musimy uciekać. Wyjechałyśmy z Ukrainy, zanim nas zbombardowali - mówi kobieta. W Ukrainie został jednak jej syn i mąż. Rodzina codziennie ze sobą rozmawia.
Decyzja o opuszczeniu Ukrainy była bardzo trudna. Ale każdy chce zapewnić bezpieczeństwo swoim dzieciom - tłumaczy. Wspomina, że podróż do Lwowa trwała 18 godzin. W pociągu panował taki ścisk, że cały ten czas razem z córką musiała stać.
Rosjanie jeszcze nie weszli do naszego miasta, do Krzywego Rogu. Ale są coraz bliżej. Rosjanie mówią, że nie są na wojnie. Ale to jest wojna, ludzie naprawdę umierają. Mam tylu przyjaciół w Charkowie. Są cały czas w schronach - relacjonuje.
Kobieta razem z córką Walerią, siostrą, siostrzeńcem i matką przebywa teraz w hotelu w pobliżu Warszawy. Dbają tu o nas, dają nam jedzenie, schronienie. Kiedy przekroczyliśmy granicę, wolontariusze pomagali przy małych dzieciach. Wszystko było bardzo dobrze zorganizowane. Dostaliśmy ciepłe posiłki i picie, próbowali pocieszać dzieci, dawali im słodycze. Nawet w tej trudnej sytuacji, przyjęcie było bardzo serdeczne - tak kobieta opisuje swoje pierwsze chwile w Polsce.
Nie jestem w stanie opisać, jak bardzo jestem wdzięczna wszystkim, którzy nam pomogli - dodaje.
Najważniejsze, że dzieci są bezpieczne. Emocjonalnie czujemy się trochę lepiej. Część stresu minęła - jednak nie cały, w Ukrainie nadal jest nasza rodzina - opowiada. Moja córka się uspokoiła. Wcześniej była niespokojnym, przestraszonym dzieckiem - podkreśla.
Wierzę, że ten koszmar wkrótce się skończy. Wszyscy Ukraińcy - kobiety i dzieci - wrócą do siebie - mówi.
Na razie staramy się być przydatni dla Polski, dla Polaków. Nie chcemy nadużywać ich gościnności - kończy.