4,5-letni Mikołaj, który do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi trafił z PIMS, został uratowany dzięki zastosowaniu terapii ECMO. Z powodu wieloukładowego zespołu zapalnego, który rozwinął się u chłopca po przejściu Covid-19, jego płuca przestały działać.
Mikołaj był jednym z ok. 50 pacjentów z PIMS, czyli wieloukładowym zespołem zapalnym występującym u dzieci w następstwie zakażenia koronawirusem, którzy trafili do łódzkiego Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki (ICZMP) od początku pandemii. Jak twierdzą lekarze, był też przypadkiem najcięższym.
Pierwsze objawy były bardzo typowe dla wielu chorób - Mikołaja bolała głowa, był osłabiony, miał podwyższoną temperaturę. Nie mogliśmy zbić tej gorączki - byliśmy dwukrotnie u lekarza, było podejrzenie zapalenia gardła. Antybiotyk jednak nie pomógł. Kiedy w nocy syn zaczął wymiotować, tracić równowagę, wezwaliśmy pogotowie, które zabrało go do szpitala - opowiada mama chłopca Marta Fisiak. Dziś przyszła z synem na wizytę kontrolną w ICZMP.
Początkowo podejrzewano u Mikołaja zapalenie opon mózgowych, potem jednak testy potwierdziły, że bezobjawowo przeszedł Covid-19. Doszły do tego narastające w szybkim tempie kolejne objawy wskazujące na PIMS: zapalenie spojówek, węzłów chłonnych, skóry oraz wybroczyny. Stan zapalny objął wątrobę, śledzionę i płuca dziecka.
Lekarze mówili, że 99 proc. płuc było niesprawne. Dali mi do zrozumienia, że w każdej chwili stan może się pogorszyć. Mieliśmy dużo szczęścia, że ECMO było akurat wolne i że ta terapia zadziałała. Mikołaj był podłączony do ECMO przez dwa tygodnie - wspomina mama chłopca.
Jak wyjaśnił kardiochirurg z ICZMP dr Marek Kopala, ECMO to zewnątrzustrojowe natlenowanie krwi. Do terapii kwalifikowani są pacjenci z ekstremalnie ciężką postacią niewydolności oddechowej, u których respirator nie daje możliwości uratowania życia.
Mamy dwa rodzaje tej terapii: do wspomagania oddechu żylno-żylne i żylno-tętnicze w sytuacjach, gdy obok oddechu wspomagane jest serce. W przypadku Mikołaja założyliśmy ECMO żylno-żylne, by zastąpić płuca zewnątrzustrojowym natlenowaniem i dać im szansę na regenerację. Trzeba jednak pamiętać, że jest to wybitnie inwazyjna procedura, która obarczona jest poważnymi powikłaniami - dodał.
Pionierem stosowania ECMO w łódzkim ośrodku jest dyrektor ICZMP i jednocześnie kierownik Kliniki Intensywnej Terapii i Wad Wrodzonych Noworodków i Niemowląt prof. Iwona Maroszyńska. Od 2009 r. terapii skorzystało około 100 pacjentów.
Metoda ta stosowana jest wyłącznie wtedy, gdy wszystkie inne zawodzą, dlatego z pewnością można powiedzieć, że dzieci uratowane dzięki ECMO nie przeżyłyby bez tej proceduryb- podkreśliła.
Wszystkie dzieci z zakażeniem SARS-CoV-2, a także z jego powikłaniem, jakim jest zespół PIMS, trafiają w ICZMP do Kliniki Pediatrii, Immunologii i Nefrologii. Z obserwacji jej szefa prof. Krzysztofa Zemana wynika, że objawy PIMS występowały u dzieci w 2-3 tygodnie po przejściu zakażenia, zwykle bezobjawowego.
Tak wielu pacjentów w tak ciężkim stanie to było coś, z czym nie zetknęliśmy się w ciągu 10 lat działania naszej kliniki. Chorzy wymagali opieki wielospecjalistycznej, często także intensywnej terapii. Przypadek Mikołaja był ekstremalny, choć muszę przyznać, że wielu dzieciom mało brakowało do takiego stanu - PIMS to naprawdę ciężkie powikłania - zaznaczył Zeman.
Przy PIMS choruje wiele układów. Większość pacjentów prof. Zemana miała nie tylko zaburzenia oddechowe, ale też niewydolność mięśnia sercowego. Oprócz tego każdy narząd - ośrodkowy układ nerwowy, układ pokarmowy i krzepnięcia były zaburzone - wyjaśnił.
Mikołaj jest w świetnym stanie - dziś po raz pierwszy się do mnie uśmiechnął, a przez cały okres choroby mimo wielu prób nie udało mi się wywołać jego uśmiechu. Nie oznacza to, że kończymy nasz kontakt z nim - na pewno kilka razy w ciągu roku pojawi się u nas na okresowe kontrole - podkreślił pediatra.
Lekarze z ICZMP przypominają, że jedynym skutecznym środkiem zapobiegającym kolejnym zakażeniom Covid-19 są szczepienia. Nie stosuje się ich u dzieci poniżej 12 roku życia, ale zaszczepić się powinni rodzice i najbliżsi, bo od nich właśnie zwykle następuje transmisja wirusa.
Gdybyśmy byli dobrze wyszczepieni, to Mikołaj nie potrzebowałby tej terapii. Dlatego chciałabym bardzo zachęcić do szczepień, które przez cały czas prowadzimy w naszym instytucie - dodała prof. Maroszyńska.