Około 21 mln Amerykanów oddało już głos w wyborach prezydenckich w procedurze wczesnego głosowania. W wielu stanach tzw. wahających się frekwencja jest wyższa wśród demokratów, co dobrze wróży Hillary Clinton. Nie wiadomo jednak, jak na pozostałych wyborców wpłynie afera mailowa. Jak wynika z sondaży, ponowne rozpoczęcie przez FBI śledztwa ws. maili Clinton z czasów, gdy szefowała amerykańskiej dyplomacji, osłabiło jej notowania. Niektóre badania opinii dają jej zaledwie 1 procent przewagi nad Donaldem Trumpem.

REKLAMA

Jak poinformowały w niedzielę amerykańskie media, w sumie w całym kraju głosowało już przynajmniej 21 mln wyborców, a w stanach wahających się jak Floryda, Nevada czy Kolorado - już prawie jedna czwarta wszystkich uprawnionych. Aż do 8 listopada - oficjalnego dnia wyborów - nie będzie wiadomo, na kogo oddali głos. Jednak z faktu, że w ważnych stanach wahających się, które przesądzą o wyniku wyborów, głosowało więcej wyborców zarejestrowanych jako demokraci, "New York Times" wyciąga wniosek, że Clinton ma już niewielką przewagę nad kandydatem Partii Republikańskiej Donaldem Trumpem.

Według dziennika, fakt, że zagłosowało już tak wielu ludzi, sprawia, że "październikowa niespodzianka" - jak media okrzyknęły wznowienie przez FBI w piątek dochodzenia ws. używania przez Clinton prywatnego serwera pocztowego w celach służbowych, gdy była sekretarzem stanu USA - będzie mieć mniejsze znaczenie, niż mogłaby mieć kilka lat temu. W wielu stanach wahających się wyścig trwa już od dawna, a raz oddanego głosu nie można zmienić.

Nie wiadomo jednak, jak afera mailowa wpłynie na osoby, które jeszcze nie głosowały. Z opublikowanego w niedzielę sondażu Washington Post/ABC wynika, że przewaga Clinton nad Trumpem w ciągu tygodnia zmniejszyła się z 12 procent do zaledwie jednego. Sondaż przeprowadzano od wtorku do piątku włącznie, czyli do dnia, gdy FBI ogłosiło, że weszło w posiadanie nowych maili, które musi zbadać, bo "wydają się mieć związek" z zamkniętym w lipcu dochodzeniem ws. Clinton. Niewykluczone więc, że afera mogła wpłynąć na deklaracje ankietowanych. Z sondażu wynika, że na Clinton chciałoby głosować 46 proc. wyborców, na Trumpa - 45 proc., na kandydata Partii Libertariańskiej Gary'ego Johnsona - 4 proc., a na Jill Stein z Partii Zielonych - 2 proc.

Jedna trzecia ankietowanych zadeklarowała, że z powodu decyzji FBI jest mniej skłonna poprzeć Clinton - niemniej zdanie takie wyrazili w ogromnej większości zwolennicy Trumpa. 63 proc. wszystkich ankietowanych oznajmiło, że decyzja FBI nie wpłynie na to, jak zagłosują.

Szef FBI bohaterem kampanii na ostatniej prostej

Szef FBI James Comey stał się niespodziewanym bohaterem wyborczej kampanii w piątek, kiedy poinformował, że postanowił ponownie zająć się sprawą, którą agenci badali przez rok i nie znaleźli wystarczających dowodów, by oskarżyć Hillary Clinton. Comey skierował do członków komisji ds. sprawiedliwości Izby Reprezentantów list, w którym napisał, że agencja dowiedziała się o istnieniu maili, które wydają się "ważne dla dochodzenia". FBI musi podjąć odpowiednie kroki (...), by ustalić, czy (maile) zawierają tajne informacje, a także, by ocenić ich wagę dla śledztwa - napisał James Comey. Nie wiadomo, jak długo potrwa wznowione dochodzenie.

Jeśli chodzi o list, który wystosował dyrektor FBI, jeśli jesteście tacy jak ja, prawdopodobnie macie kilka pytań w tej sprawie. Jest to dość dziwne, żeby wystosować coś takiego z tak małą ilością informacji tuż przed wyborami. Tak naprawdę to nie jest dziwne, to jest wręcz bez precedensu i głęboko niepokojące, ponieważ wyborcy zasługują, żeby otrzymać pełne i kompletne fakty - tak "październikową niespodziankę" skomentowała Hillary Clinton.

Na razie demokraci głosują chętniej

Aż 37 stanów USA zezwala na wczesne głosowanie - albo korespondencyjnie, albo osobiście, ale jeszcze przed oficjalnym dniem wyborów przypadającym w tym roku na 8 listopada.

Na 10 dni przed formalnym dniem wyborów demokraci biją republikanów pod względem frekwencji we wczesnym głosowaniu m.in. w Nevadzie, Kolorado i Karolinie Północnej, ale również w Arizonie. Na Florydzie korespondencyjnie głosowało dużo więcej wyborców zarejestrowanych jako republikanie, ale wraz z rozpoczęciem kilka dni temu głosowania osobistego ta przewaga republikanów nad demokratami zmalała i wynosi mniej niż procent. Demokraci zyskują dzięki rekordowej frekwencji wyborców z mniejszości latynoskiej.

Amerykańskie media przewidują, że głosy oddane w procedurze wczesnego głosowania stanowić będą ponad połowę wszystkich oddanych w oferujących tę możliwość stanach wahających się. W 2012 roku głosowało w ten sposób 35 proc. wszystkich wyborców w USA.

(łł, edbie)