Chorwacka prokuratura, po zebraniu dowodów, zdecyduje czy śledztwo ws. tragicznego wypadku polskiego autokaru z pielgrzymami prowadzone będzie również w tym kraju. Na razie okoliczności wyjaśniają śledczy z Polski.
Chorwackie służby chcą sprawdzić, czy do sobotniej katastrofy mogły się przyczynić okoliczności związane np. ze stanem drogi, czy z oznakowaniem trasy. Jeżeli zostanie to wykluczone, za śledztwo odpowiedzialna będzie polska prokuratura. Przeprowadzono również sekcje zwłok wszystkich ofiar wypadku.
W sobotę jadący do Medziugorie autobus z polskimi pielgrzymami zjechał z drogi i wpadł do rowu przy autostradzie. Zginęło 12 osób.
Ze wstępnych wyników sekcji zwłok kierowcy wynika, że mężczyzna nie był pod wpływem alkoholu ani środków odurzających.
Wczoraj polski konsulat w Zagrzebiu informował, że stan zdrowia wszystkich osób z Polski, które po wypadku trafiły do szpitali, poprawia się.
Ranni polscy pielgrzymi byli w takim szoku, że ledwo byli w stanie komunikować się we własnym języku - powiedziała w rozmowie z dziennikiem "Jutarnji list" Monika Lisowski, mająca polskie korzenie pielęgniarka z Chorwacji.
Pracująca na co dzień w Szpitalu Uniwersyteckim w Zagrzebiu kobieta, wspomniała, że kilka godzin po wypadku polskiego autokaru skończyła nocny dyżur, jednak ze względu na znajomość języka polskiego wróciła do szpitala, by pomóc w zajmowaniu się polskimi pielgrzymami.
"Gdy dotarłam do szpitala, znajdowało się tam sześć ofiar wypadku; od razu spróbowałam nawiązać kontakt z trojgiem z nich" - powiedziała Lisowski, której matka oraz mąż pochodzą z Polski.
W rozmowie z chorwackim dziennikiem pielęgniarka przywołała słowa polskich pacjentów: "Powiedzieli, że w momencie wypadku spali, a przytomność odzyskali dopiero, gdy autobus spadł i udało im się z niego wydostać". Dodała, że wielu z nich się nie znało, bo pochodzą z różnych miast Polski.