Naukowcy NASA odkryli na Marsie... nowy instrument badawczy. Aparatura ta znajduje się na pokładzie łazika Curiosity od początku jego misji, ale dopiero teraz, po blisko 7 latach pobytu sondy na Czerwonej Planecie kierownictwo misji wpadło na pomysł, że można ją w nowy sposób wykorzystać. Co ciekawe to instrument, który praktycznie każdy z nas ma w swoim smartfonie, akcelerometr i żyroskop pozwalające monitorować ułożenie i ruch, który przydaje się w też w nawigacji. Tygodnik "Science" publikuje informacje, które udało się z pomocą tej aparatury zebrać.

REKLAMA

Curiosity ma cały zestaw takich akcelerometrów, które miały na Marsie służyć dokładnie do tego samego, co na Ziemi, monitorowania ruchu i położenia. Są oczywiście przy tym znacznie bardziej precyzyjne. Naukowcy NASA, szukający sposobów doprecyzowania danych na temat lokalnej siły grawitacji na powierzchni Marsa, dopiero teraz uświadomili sobie, że można je i do tego wykorzystać. Kiedy zaczęli sprawdzać dane, okazało się, że już na podstawie tego, co Curiosity ma zapisane w pamięci można dokonać odkrycia. Łazik wędruje ostatnio po zboczu góry Sharp, analiza wskazań akcelerometrów pokazała, że gęstość materiału, z którego ta góra jest zbudowana, jest mniejsza, niż myślano.

Po 6,5 roku trwania misji okazało się, że Curiosity ma na Marsie jeszcze jeden instrument - mówi pierwszy autor pracy, prof. Kevin Lewis z Johns Hopkins University's Earth and Planetary Sciences Department. To pozwala nam zebrać informacje na temat tego, co znajduje się pod powierzchnią Czerwonej Planety w sposób, w który łazik pierwotnie nie miał tego robić. Lokalne zmiany grawitacji pozwalają wyciągać wnioski na temat warstw terenu pod powierzchnią planety w danym miejscu. Jeśli warstwy te mają większą gęstość, siła grawitacji jest nieco większa, niż w przypadku skał o mniejszej gęstości.

Pomiary siły grawitacji Marsa i innych planet prowadzone są zwykle z pomocą sond, krążących po orbicie. Ze względu na dużą odległość metody te nie pozwalają na śledzenie lokalnych zmian. Zebrane tak grawitacyjne dane praktycznie nie "zauważają" na przykład rejonu pracy Curiosity, krateru Gale o średnicy 150 kilometrów. To dlatego grupa pod kierunkiem Lewisa zastanawiała się nad sposobami zwiększenia dokładności pomiaru i wpadła na pomysł wykorzystania akcelerometrów łazika. Okazało się, że podczas jego przemieszczania się po zboczu Mount Sharp, instrumenty niejako przy okazji zebrały tak dużo danych, że ich analiza pozwoli wyciągnąć już konkretne wnioski.

By osiągnąć jak najbardziej wiarygodne wyniki uwzględniono wirowanie planety, które wpływa na przyspieszenie przy jej powierzchni, wzięto pod uwagę także zmiany temperatury, chwilowe przechylenie samego łazika i inne czynniki. Okazało się, że Mount Sharp zbudowana jest z materiału o niższej gęstości. Ponieważ wcześniejsza analiza skała na to nie wskazywała, może się okazać, że jej wnętrze jest dość porowate. To z kolei sugeruje, że te skały nigdy nie były poddane wysokiemu ciśnieniu i być może powstały nieco inaczej, niż do tej pory przypuszczano.

Na powyższym rysunku widać efekt związany z tym, że podczas wznoszenia się po zboczu Mount Sharp i oddalania od środka ciężkości Marsa przyciąganie grawitacyjne nieco słabnie. Wskazania akcelerometrów pokazują, że spadek ten (linia ciągła) nie jest tak szybki, jak powinien, gdyby góry i jej masy tam nie było (linia przerywana). To właśnie pozwala oszacować gęstość gruntu, z którego Mount Sharp jest zbudowany.

Naukowcy nie wykluczają, że to nie ostatnie słowo "nowej" aparatury. Okazuje się, że łazik można wykorzystać na wiele różnych sposobów. To taka skrzynka z elektroniką. Nie można wykluczyć, że uda nam się tam znaleźć jeszcze jakiś nowy instrument - podkreśla Lewis.