Brytyjscy lekarze przepisują na receptę już nie tylko leki. W niektórych przypadkach - chodzi głównie o zaburzenia mające podłoże psychiczne - pacjenci będą odsyłani do… bibliotek po dawkę literatury.
Na recepcie musi się jednak znaleźć właściwa książka, przepisana w odpowiednim czasie pacjentowi o zdiagnozowanym schorzeniu.
Oczywiście 300 stron komedii nie wyciągnie nikogo z depresji, tak samo jak romans nie pomoże osobie, która cierpi z powodu zakończonego związku. Na liście książek lekarstw znalazło się kilka propozycji popularno-medycznych; nie są to podręczniki akademickie, ale przystępnie napisane przewodniki o zdrowiu psychicznym – mówiące m.in. o depresji, nadmiernej skłonności do objadania się czy emocjach towarzyszących śmierci osoby bliskiej.
Rozpoczynając ten nowatorski program, brytyjska służba zdrowia przyznała się do nadmiernego i zbyt lekkomyślnego przepisywania środków antydepresyjnych.
Brytyjski Związek Psychoterapeutów nie jest jednak zadowolony zamienianiem bibliotek w apteki. Zdaniem jego przedstawiciela studiowanie odpowiedniej literatury jest ważne, ale nic nie zastąpi godziny sam na sam spędzonej w gabinecie z człowiekiem dramatycznie potrzebującym pomocy.