Podczas gdy FIFA testuje swoją nową technologię wideoweryfikacji podczas Pucharu Konfederacji w Rosji, naukowcy z Uniwersytetu w Leuven przestrzegają, że jej wprowadzenie może doprowadzić do... wzrostu liczby czerwonych kartek. Wyniki badań, opublikowanych w pracy doktorskiej Jochima Spitza, wskazują, że faul obserwowany w zwolnionym tempie wydaje się poważniejszy i sędziowie pod wpływem powtórek nawet dwukrotnie częściej gotowi są pokazać winowajcy czerwoną zamiast żółtej kartki.

REKLAMA

System VAR (video assistant referee) według najnowszych deklaracji FIFA ma pomagać w rozstrzyganiu wątpliwości w czterech sytuacjach: przy strzeleniu bramki, podyktowaniu rzutu karnego, pokazaniu zawodnikowi (lub zawodniczce) czerwonej kartki i przy ustaleniu osoby, której kartka dowolnego koloru się należy. Jochim Spitz postanowił sprawdzić, czy stosowane przy okazji procedury mogą wpływać na interpretację przepisów przez arbitrów. Okazało się, że w przypadku decyzji o tym, czy za dany faul zawodnikowi należy się żółta czy czerwona kartka - tak.

W swojej pracy doktorskiej, pisanej pod kierunkiem prof. Wima Helsena - eksperta szkolenia sędziów, Spitz analizował wpływ powtórek w zwolnionym tempie na różne rodzaje sędziowskich decyzji. Okazało się, że w przypadku sytuacji wymagających ustalenia, czy do faulu w ogóle doszło, na przykład przy rzucie rożnym, powtórka w zwolnionym tempie bardzo pomaga we właściwej interpretacji zdarzeń. Niestety, jeśli chodzi o ocenę fauli i zasadności karania zawodników żółtymi i czerwonymi kartkami, wpływ takiej powtórki nie jest już tak jednoznacznie pozytywny.

Eksperyment przeprowadzono z udziałem 88 europejskich sędziów, którym pokazywano 60 spornych sytuacji: połowę w normalnej prędkości, połowę w zwolnionym tempie. Ich zadaniem było wskazanie, czy faulującemu należy się kartka i jakiego koloru. Każdą z tych sytuacji oceniał wcześniej panel ekspertów UEFA i ta decyzja była uznawana za wzorzec. Wyniki pokazały, że sędziowie, obserwując powtórki w zwolnionym tempie, są dla faulujących graczy bardziej surowi.

W przypadku fauli uznanych przez panel ekspertów za godne żółtej kartki sędziowie oglądający powtórki w zwolnionym tempie dopatrzyli się winy na czerwoną kartkę aż w 20 procentach przypadków. Jeśli zaś oglądano relację w normalnej prędkości, liczba takich nadgorliwie przyznanych czerwonych kartek nie przekraczała 10 procent.

System wideoweryfikacji jest wciąż w fazie testów. Autorzy pracy sugerują, że przepisy dotyczące tej sytuacji powinny zostać tak doprecyzowane, by ewentualne związane z tym efektem błędy wyeliminować.

O tym, że system VAR może mieć praktyczne znaczenie w tego typu sprawach, przekonuje przypadek z niedzielnego meczu Pucharu Konfederacji między Kamerunem a Niemcami. Gracz Kamerunu Ernest Mabouka ostro faulował Emre Cana, po czym kolumbijski sędzia Wilmar Roldan pokazał żółtą kartkę... Sebastianowi Sianiemu. Niemcy protestowali, że kara była zbyt łagodna, sędzia postanowił skorzystać z technologii VAR i karę zaostrzył - tyle że czerwoną kartkę pokazał wciąż nie temu graczowi, co trzeba. Dopiero po kolejnej interwencji i kolejnym użyciu VAR kartka czerwonego koloru trafiła do właściwego gracza i boisko opuścił Mabouka. Cała procedura zajęła około 5 minut i zdaniem przeciwników VAR pokazała, że system się nie sprawdza. Zwolennicy nowej technologii jednak bronią jej twierdząc, że w końcu doprowadziła do podjęcia przez sędziego właściwej decyzji. Czy na pewno właściwej? I czy efekt opisany przez Jochima Spitza miał w tej sytuacji znaczenie?

Wygląda na to, że w tym przypadku każdy musi wyrobić sobie zdanie sam.