Ludzkość stoi w obliczu kryzysu demograficznego, który sprawi, że pod koniec bieżącego stulecia niemal we wszystkich krajach liczba ludności będzie się zmniejszać. Wyż demograficzny będzie się utrzymywał tylko w państwach Afryki Subsaharyjskiej, gdzie około 2100 roku będzie rodzić się co drugie dziecko na świecie. Takie wnioski prezentuje na łamach czasopisma "Lancet" międzynarodowy zespół naukowców pod kierunkiem badaczy z University of Washington’s School of Medicine w St. Louis.
Już w 2050 roku w 155 krajach świata współczynnik dzietności będzie zbyt mały, by zapewnić zastępowalność pokoleń. Autorzy pracy przestrzegają przed negatywnymi, choćby ekonomicznymi konsekwencjami tego procesu. Wzywają do działań, które mogłyby te skutki ograniczyć. Ich zdaniem bowiem tego procesu zatrzymać się już nie da.
Opublikowane dziś dane i prognozy opierają się na wynikach badań prowadzonych pod kierunkiem Institute for Health Metrics and Evaluation (IHME) przy University of Washington, w ramach programu GBD 2021 (Global Burden of Disease, Injuries, and Risk Factors Study). Analiza dotyczyła przeszłych, obecnych i przyszłych tendencji dotyczących płodności i żywych urodzeń w skali lokalnej, regionalnej i globalnej. Opiera się na założeniu, że po to, by w danym kraju była zastępowalność pokoleń przeciętny współczynnik dzietności (TFR) powinien wynosić 2,1. TFR to średnia liczba dzieci, które kobieta w danym kraju rodzi w ciągu swego życia.
Spadek współczynnika dzietności obserwuje się w skali świata już od mniej więcej 70 lat. Najwcześniej proces ten rozpoczął się w świecie zachodnim, w związku z upowszechnieniem antykoncepcji i zmianą modelu życia oraz awansem zawodowym kobiet. Z czasem podobne mechanizmy zaczęły działać w innych rejonach świata.
Jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku globalna wartość TFR sięgała 5. Ostatnio spadła do poziomu 2,2 - przy czym w mniej więcej połowie krajów świata jest już poniżej poziomu 2,1 zapewniającego zastępowalność pokoleń.
Najwyższy TFR na poziomie 4 utrzymuje się w państwach Afryki Subsaharyjskiej. Rekordzistą jest Czad, gdzie kobiety rodzą średnio siedmioro dzieci.
Liczba żywych urodzeń w skali całego świata osiągnęła w 2016 roku maksimum na poziomie mniej więcej 142 milionów. W ciągu kolejnych 5 lat spadła już do poziomu około 129 milionów.
Autorzy pracy, wykorzystując najnowsze dane dotyczące dzietności, śmiertelności i kluczowych czynników wpływających na poziom płodności (w tym poziomu wykształcenia, dostępności antykoncepcji, czy urbanizacji) przewidują, co będzie dalej. Ich obliczenia wskazują, że w 2050 roku aż 76 proc. krajów (155 z 204) spadnie do poziomu niezapewniającego zastępowalności pokoleń. W 2100 roku udział takich krajów wzrośnie do 97 proc. (198 na 204). To oznacza, zwłaszcza w krajach o średnich i wysokich dochodach, nasilające się problemy ekonomiczne związane z brakiem rąk do pracy oraz zwiększonym obciążeniem systemów emerytalnych i ochrony zdrowia przy starzejącej się populacji. Z drugiej strony, wzrośnie udział dzieci, które rodzą się w krajach uboższych.
O ile w 2021 roku w krajach Afryki Subsaharyjskiej urodziło się 29 proc. dzieci, w 2100 roku można oczekiwać, że będzie tam rodzić się co drugie dziecko na świecie - w skali roku około 40 milionów.
W XXI wieku czekają nas gigantyczne przemiany społeczne. Świat będzie mierzył się jednocześnie z niżem demograficznym w niektórych krajach i wyżem w innych - podkreśla współautor artykułu - prof. Stein Emil Vollset z IHME. Większa część świata będzie się zmagać z problemami, jak utrzymać wzrost gospodarczy przy braku siły roboczej i jak sfinansować świadczenia i opiekę nad starzejącym się społeczeństwem. Z kolei kraje uboższe będą musiały zapewnić rozwój młodego pokolenia w trudnych warunkach politycznych, ekonomicznych i klimatycznych - dodaje.
Konsekwencje będą potężne. Zmiany demograficzne kompletnie przebudują stosunki ekonomiczne i światowy układ sił, wymuszą przebudowę społeczeństw - ocenia współautorka pracy, dr Natalia V. Bhattacharjee. Jej zdaniem, odpowiedź na wyzwania dotyczące migracji i systemu pomocy międzynarodowej będzie miała kluczowe znaczenie w sytuacji, kiedy dla podtrzymania wzrostu gospodarczego kraje bogatsze będą wręcz konkurować o migrantów.
Autorzy pracy przekonują, że konsekwencje zmian demograficznych dotyczą zarówno ekonomii, braku rak do pracy i kosztów opieki nad starzejącymi się społeczeństwami, ale też bezpieczeństwa w ogóle, a w szczególności bezpieczeństwa żywnościowego i opieki zdrowotnej. Trzeba mierzyć się z tymi konsekwencjami jak najszybciej, z jednej strony promując dzietność tam, gdzie najbardziej spada, tworząc programy wsparcia rodzicielstwa, opieki nad dziećmi czy programy mieszkaniowe.
Z drugiej strony konieczne jest wsparcie dla krajów, które utrzymają bardzo duży przyrost naturalny. Z trzeciej - realne i racjonalne programy regulacji migracji, bo presja migracyjna będzie coraz większa.
Niestety, raport nie daje wielkich powodów do optymizmu. Autorzy przewidują, że nawet przy podjęciu szerokich działań na rzecz dzietności, procesu spadku liczby urodzeń zatrzymać się już nie da. Można co najwyżej próbować ograniczyć jego skutki. Wyrażają z drugiej strony nadzieję, że przyrost naturalny w krajach najbiedniejszych zostanie ograniczony - m.in. przez upowszechnienie środków antykoncepcyjnych i wzrost poziomu edukacji kobiet.
Jak pisze "The Lancet", globalny współczynnik dzietności obniży się do poziomu 1,8 w 2050 roku i 1,6 w 2100 roku. Pod koniec bieżącego stulecia zaledwie 6 z 204 obecnych krajów i terytoriów pozostanie na poziomie wzrostu demograficznego z TFR na poziomie powyżej 2,1. Mają na myśli Samoa, Somalię, Tonga, Niger, Czad i Tadżykistan.
W Europie Zachodniej TFR ma wynosić 1,44 w 2050 roku i 1,37 w roku 2100. Na najwyższym poziomie ma utrzymać się w Islandii, Danii, Francji i Niemczech. W pozostałej części Europy ma być gorzej. W Polsce prognozowany jest poziom 1,21 w 2050 roku i zaledwie 1,07 w 2100 r.
Na swój sposób spadający poziom dzietności można uznać za sukces, związany nie tylko z lepszą i bardziej dostępną antykoncepcją, ale też decyzjami kobiet, które chcą mieć mniej dzieci i rodzić je później, a także dostępnymi dla nich możliwościami edukacji i zatrudnienia - mówi Vollset. Z drugiej strony dla krajów Afryki Subsaharyjskiej gigantycznym wyzwaniem będzie ograniczenie zagrożeń związanych z gwałtownie rosnącą populacją, by nie dopuścić do katastrofy humanitarnej - dodaje współautor pracy, dr Austin E. Schumacher. Jego zdaniem kluczowe znaczenie ma tam podjęcie działań na rzecz złagodzenia skutków zmian klimatycznych, poprawy infrastruktury ochrony zdrowia, zmniejszenia śmiertelności dzieci, upowszechnienia antykoncepcji i edukacji kobiet.
Mamy czytelny podział między demograficznymi uwarunkowaniami w krajach bogatych i biednych, których rządy powinny prowadzić bezpieczną i korzystną politykę, by wspierać dzietność w jednych rejonach i ograniczać w innych. Czas ma znaczenie, jakiekolwiek wprowadzone teraz zmiany przyniosą praktyczne efekty dopiero po 2050 roku - dodaje.
Autorzy analizowali działania na rzecz dzietności. Zauważają, że choć nie dają one raczej szans na powrót do liczby urodzeń dającej gwarancje zastępowalności pokoleń, to pomagają przynajmniej nie spaść do minimalnego poziomu. Tu nie ma cudownego środka - dodaje Bhattacharjee.
Społeczne działania w postaci wydłużonych urlopów rodzicielskich, darmowej opieki, mechanizmów finansowych, czy dodatkowych praw pracowniczych mogą nieco zwiększyć TFR, ale nie do pożądanego poziomu, dla utrzymania wzrostu gospodarczego konieczne będzie otwarcie się na migrację - zauważa. Wyraża też obawy, że w obliczu kurczącej się populacji i braku innych rozwiązań niektóre kraje mogą zdecydować się na ograniczenie praw reprodukcyjnych. Jak podkreśla, kraje, gdzie prawa kobiet są respektowane, mają szanse na szybszy rozwój gospodarczy.
Kobiety powinny być wspierane tak, by mogły mieć tyle dzieci, ile chcą i równocześnie kontynuować karierę zawodową - podsumowuje Bhattacharjee.