Mimo obowiązującego od lat powszechnego przekonania, że na Ziemi robi się coraz cieplej, co doprowadzi do topnienia lodowców i zalania części lądu, nie brak głosów ostrzegających przez zbliżającą się nową epoką lodowcową – czytamy w raporcie „Polityki”.

REKLAMA

Część naukowców uważa, że epoka lodowcowa może nadejść już za 50-150 lat. Lądolód zacznie pokrywać Skandynawię, Europę Środkową i Północną, Azję, Kanadę, Stany Zjednoczone, Chile i Argentynę. Warstwa lodu może mieć grubość setek i tysięcy metrów, a lodowce górskie w Himalajach, Andach, Alpach, Afryce i Indonezji znowu zejdą w doliny.

Bliskie nam Morze Bałtyckie, jeziora, lasy, miasta i cała infrastruktura zostaną skute lodem, a potem pokryte warstwą moren. Tyle prognozy klimatologów, praktycy uspokajają.

Zmiany klimatyczne na Ziemi odznaczają się dużą inercją, czyli następują bardzo powoli, a następne zlodowacenie na pewno nie będzie problemem ani naszym ani naszych prawnuków. To opinia dyrektora poznańskiego oddziału Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Z Piotrem Kowalczakiem rozmawiał reporter RMF Dariusz Goliński.

W latach 70. popularna była teoria, że na początku XXI wieku część Polski znajdzie się w strefie klimatu śródziemnomorskiego i będzie pokryta palmami. To - niestety – okazało się mrzonką.

A gdyby sprawdziły się prognozy naukowców? Ludzkość przeżyje. Współczesna energetyka jądrowa zapewniłaby ciepło na około 10 tys. lat dla 5 mld ludzi. Natomiast zapas wodoru w oceanie dla przyszłych reaktorów opartych na reakcji syntezy wystarczyłby na 6 mld lat. Moglibyśmy więc niemal wiecznie ogrzewać nasze miasta, fabryki i szklarnie produkujące żywność na Ziemi zamienionej w gigantyczny lodowiec - czytamy w „Polityce”.

10:35